środa, 3 grudnia 2008

tydzień 1.1

„Music is a heal, no matter who you are

no matter who you are…”

Bonobo feat. Bajka – Walk In The Sky



Dni ciągną się jak z gumy. Wciąż jest 6 dni… Jak to możliwe? Przecież ostatnio było 6 dni i przedostatnio i ileś tam dni temu… Jak to możliwe, że to wciąż ten sam dzień?


Lektorka powiedziała mi dziś na angielskim, że mam dziwny sposób wymowy. Mam dziwny akcent. Trochę zalatuje szkockim, ale tak naprawdę nie jest podobny do niczego… Wygląda na to, że wykształciłem swój własny akcent w języku angielskim, totalnie niezależny od jakichkolwiek podziałów społeczno-geograficznych. Mam słuchać telewizji po angielsku albo audiobooków… ;)


Jutro odpadają ćwiczenia z mikro. Więc jeśli nie będzie mi się chciało, to jutro znowu mogę śmiało w ogóle nie zaglądnąć na uczelnię. Ale i tak będę musiał ruszyć tyłek z domu. Z resztą, ile można siedzieć na mieszkaniu; nie dość, że swoim, to jeszcze TYM?


Pewnie pójdziemy z Viperem na Fisza. Na to znajdę pieniądze. Właśnie – dopiero się zaczął nowy miesiąc, ledwo rodzice przelali kasę na konto, a ja już kombinuje jak mogę, gdzie i na czym by tu zaoszczędzić… Nie ma to jak życie studenckie.


Piszę totalnie o niczym, a czas płynie tak powoli… Niemiecki leży obok mnie i krzyczy do mnie, ale udaję, że go nie słyszę.


Chciałbym zasnąć i obudzić się we wtorek o 15:30.

Brak komentarzy: