poniedziałek, 31 maja 2010

przewodnik

Drzwi wielkiego, nienajnowszego już hangaru otwierają się, skrzypiąc. Do środka wpada stróżka światła, a po chwili z trzaskiem zapalają się kolejne lampy. Przewodnik, po włączeniu wszystkich świateł, zaprasza skinieniem głowy grupę do środka. Gdy wszyscy wejdą, zamknie drzwi, a wnętrze pozbawione światła dziennego nagle stanie się bardzo klimatycznym i ...przytulnym miejscem.
"To wszystko, proszę państwa, to wszystko kiedyś było elementem mojego życia."
Wycieczka co chwilę wznosi okrzyki zachwytu, docierając do kolejnych eksponatów. Fantastyczne. Niesamowite. Na prawdę, jest co podziwiać. Dobrze, że tu przyszliśmy. Przewodnik stoi z boku i uśmiecha się życzliwie.

Po mniej więcej pół godzinie grupa zobaczyła już wszystko, co było do zobaczenia. Wychodzą, wciąż wznosząc pod niebo okrzyki zachwytu. A ja, wciąż uśmiechając się życzliwie, zamykam za nimi drzwi. Tak. To wszystko było kiedyś elementem mojego życia.

Właściwie nie wiem, jak to się stało. W pewnym momencie moje życie ominęło mnie i zaczęło się toczyć trochę obok. A ja, bardziej stojąc niż idąc inną drogą, miałem czas, żeby się temu wszystkiemu uważnie przyglądać.

"A nowy dzień wstaje jak wielka, wspaniała ryba."

wtorek, 11 maja 2010

15

Asfalt w mieście jest rozpalony słońcem. Jest gorąco, słońce wręcz oślepia swoim blaskiem. Słoneczna energia rozlewa się wokół udzielając się przechodniom, którzy żwawo idą, każdy w swoją stronę.

Nie widzę nigdzie indziej innej osoby, która tak jak ja miałaby na sobie długie spodnie i zarzuconą na wierzch kurtkę. Gdyby nie okulary na moich oczach śmiało możnaby pomyśleć, że przeniosłem się tu bezpośrednio z ulicy sprzed dwóch miesięcy. Ale mi to nie przeszkadza. Doskonale wiem, czemu jestem tak ubrany. I jestem zadowolony ze swojego wyboru.

Czerpię energię z otaczającego mnie światła i temperatury.

sztorm

Długo zapowiadany sztorm przyszedł.

Fale przelewają się przez pokład. Ludzie, przemoczeni do suchej nitki biegają tam i z powrotem, ciągną liny, wspinają się po wantach na reje, zwijają, rozwijają, ciągną kabestany... Drewno trzeszczy, liny trzeszczą, łańcuchy skrzypią. Wszystko się buja; zupa i herbata się wylewają.

Na pokładzie pracują non-stop dwie zmiany, a ta trzecia najczęściej też nie ma zbyt dużo czasu na spanie. Ludzie są przemęczeni, wyglądają jak żywe trupy i niewiele nam brakuje do załogi zombie, albo, co gorsza, nieumarłych. Ale nikt nie narzeka. Nikt się nie skarży. A gdy tylko wystarczy sił, ludzie uśmiechają się do siebie. W końcu to właśnie na to tak długo czekaliśmy.

Kiedy ciągle musisz walczyć o życie swoje i wszystkich swoich kumpli, kiedy wiesz, że każdej chwili musisz dawać z siebie jak najwięcej, kiedy czujesz, że każdy błąd sprawia, że koniec może być blisko - wtedy właśnie wiesz, że żyjesz na prawdę. I nie ma czasu na rozmyślanie o swoich problemach pozostawionych na lądzie. Nie masz czasu myśleć o tym, co na ciebie czeka i kto na ciebie nie czeka. Życie w samotności nie jest łatwe, ale w takich chwilach nie jesteś samotny. Masz wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy każdego dnia gotowi są walczyć bez względu na wszystko.

Są takie chwile, kiedy myślę sobie: mam tego dość. Tęsknię wtedy za długim wylegiwaniem się w koi, za ciepłym południowym słońcem i długimi chwilami nieróbstwa pomiędzy archipelagami wysp. Czuję jak mi cholernie zimno i jak wszystko boli.
Zaraz potem przypominam sobie, jak bardzo nienawidziłem siebie w tamtych chwilach. Jak nie cierpiałem tego lenistwa, bezcelowości upływających dni. I jak bardzo brakowało mi konkretnego północnego sztormu.

Więc oto jest. Uśmiecham się pod nosem i z ognikami w oczach chwytam za szorstkie liny, by ciągnąć do upadłego w rozbryzgach zimnej wody. Przecież po to tu jesteśmy.

środa, 5 maja 2010

oczekiwanie na powrót króla

Źle się dzieje w Twoim królestwie.

Gondor jest w coraz gorszej sytuacji, Złe w Mordorze rozpanoszyło się na dobre. Moje Namiestnictwo trzyma się coraz gorzej, nękane przez wrogów i opuszczone przez sprzymierzeńców.

Utracone Królestwo Marzeń Arnoru jest już tylko mglistą i daleką przypowieścią o której pamięta niewielu, a jeszcze mniej w nią wierzy.

Utajony Północny Królu, wróć. Twój oddany namiestnik czeka na Twój powrót.

wtorek, 4 maja 2010

Fatboy Slim - Right Here, Right Now

Zamykam oczy. Stoję wyprostowany i wiem, że nie mogę stracić równowagi. To nie jest proste, ale wystarczy wyobrazić sobie, ze stoisz na taboreciku 20 centymetrów nad ziemią.

Otwieram oczy. Stoję na "jabłku", kuli wielkością zbliżonej do piłki nożnej. Pode mną oprócz pionowego słupa masztu sześćdziesięcio metrowa przepaść. Daleko w dole rozciąga się powierzchnia pokładu. Wszędzie naokoło głęboko niebieska woda. Bardzo lekki wiatr marszczy jej powierzchnię.

/Słyszę pierwsze nuty muzyki. Tajemniczo delikatny wstęp zaczyna się rozkręcać.../

Powoli uginam nogi w kolanach. Proste ramiona wyciągam do tyłu. Przechylam się lekko do przodu i z całych sił odbijam się.

Ciało rozciągnięte w formie strzały. Right here. Czuję wiatr we włosach. Right now. Kolejne liny want migają, zostając daleko w górze ze mną. Right here. Dłońmi przebijam taflę wody, wpadam w nią. Right now. Czuję jak rozbryzguje się wokół mnie.

Right here. Right now.

Ciało wygięte w łuk, dłonie skierowane ku niebu. Powoli wypływam. Otrząsam włosy i krzyczę. Jestem wolnym człowiekiem.