wtorek, 28 października 2008

nieuzasadniony optymizm

Dziś obudziłem się pełen nieuzasadnionego optymizmu. Radość i chęć życia rozpierały mnie tak bardzo, że aż wstałem godzinę wcześniej, niż planowałem, bo już nie mogłem spać :D

Jak zwykle ukazało się, jak bardzo jestem uzależniony od innych - wystarczył jeden SMS i pomimo tego, że żaden z moich problemów się nie zmienił, a już na pewno nie zmalał, to jednak ja fruwam jak ptaszek.

Ale nie chcę o tym myśleć. Z nieuzasadnionym optymizmem jest mi dobrze. Niech ta chwila trwa...

Cały czas dzwonię od czasu do czasu. Ale nie spodziewam się odbioru. Najczęściej moje myśli błądzą wtedy gdzieś daleko... Czasem się zastanawiam, co by się stało, gdyby jednak ktoś odebrał. Myślę, że miałbym na prawdę głupią i zdziwioną minę :P

Chyba zbyt łatwo popadam w radość, zadowolenia i - właśnie - nieuzasadniony optymizm, odrywając się od rzeczywistości. Hm. Trudno?.. :D

PS. Dziękuję wszystkim, którzy komentują, jak i tym, którzy czytają bez komentowania :)

niedziela, 26 października 2008

zimno. i czekolada

Jest mi zimno.

Chcę czekolady.

OCH! Właśnie sobie przypomniałem - mam taką jedną saszetkę, zachomikowaną na czarną godzinę, czeka na mnie jeszcze chyba od sierpnia... Taak, teraz nadeszła czarna godzina. Idę sobie zrobić, zw

Dostała ją od ciotki ze Stanów. Czy kogoś takiego. Przejechała olbrzymią ilość kilometrów, zanim ją zużyłem. Ale jedno trzeba jej przyznać - jest na prawdę dobra.

Ah, chyba mi trochę niedobrze. Źle się czuję. Już prawie wyzdrowiałem, a tu taka lipa...

Myślę, że nie da się podzielić siebie. Ja nie potrafię. Chociaż niektórzy chyba umieją to zrobić. Chyba znam takie osoby.

Ja nie potrafię. Zawsze jestem jeden, integralnie złączony z całym sobą. Mogę mieć różne strony, kilka masek, ale to zawsze ten sam JEDEN ja.

Czuję ból głowy. Zawroty. Niedobrze...

Ah, zimno. Znowu będzie, że się tylko depresjonuje :P No, to byłem na warsztatach i było wporzo ;]

Taa, ale i tak - Wkurweusza dalej nie ma :P

!!!

czwartek, 23 października 2008

deszcz

Dziś za oknem pada. Za chwilę będę musiał wychodzić i wcale nie chcę. Trochę chłodno w stopy. Chyba coś się gdzieś zawaliło.. ..i bardzo mnie to martwi. Nie wiem, obawiam się, że nie mam na to wpływu.

Ahh, trochę się boję, trochę martwię; nie chcę tak siedzieć tu w miejscu; nie chcę się stąd ruszać.

Za oknem pada i jest szaro. Mokro.

...

wtorek, 21 października 2008

ptasie mleczko

12:29

Siedzę na wykładzie z encyklopedii prawa. Obecna jest może 1/3 potoku i chyba nikt nie słucha. Do końca zostało raptem 10 minut.
Co zrobię ze sobą później?
Dzisiaj mam jeszcze wf. O 14:30, więc mam ponad półtorej godziny wolnego. Może pójdę na gorącą czekoladę? Sam, no bo z kim. Mam fajnych ludzi w grupie, ale... to nie są osoby, z którymi chciałbym iść na czekoladę. A Viper i tak ma zajęcia... Spotkałem go dzisiaj. Akurat, żeby powiedzieć sobie "cześć".

"Zabiegany się zrobiłeś... i ten kraków..."

Tak, zabiegani. I ten Kraków.

Więc na czekoladę pójdę sam...

(12:35)

PS. Siedzę sam w rzędzie i zajmuję trzy miejsca..



(14:14)
Tak, teraz też siedzę. Na PKSie. Obok. Na murku. Kupiłem całą paczkę ptasiego mleczka i jem. Podszedł do mnie bezdomny. Wyglądał na trzeźwego nawet. Dałem mu dwa zeto i 6 kostek ptasiego mleczka. Jakby poprosił, to pewnie dałbym mu i 5 złotych. Facet wiedział, kiedy podejść.

Miałem iść na czekoladę. No i w sumie jest, tylko w kostkach. Za chwilę mam wf, muszę lecieć. Nie chce mi się. Mógłbym tu tak siedzieć.. ...długo.

matt

Dokument 02 (noc)

Chyba napisałem to w zeszłym tygodniu...

...no tak, na dole jest data ;]


„Noc.

A nocą gdy nie śpię, wychodzę choć nie chcę,

popatrzeć na

chemiczny świat

Pachnący szarością, z papieru miłością (…)”


Może nie noc, ale już wieczór. Wychodzę na balkon, patrzę na te wszystkie bloki dookoła. Latarnie dają przyjemne światło, kiedy się na nie tak patrzy z góry. Powietrze jest już trochę chłodne, choć nie wieje. Stopy przyjemnie czują się na zimnych kafelkach.

Naprzeciwko mnie układa się mozaika zapalonych okien. Lubię obserwować ludzi. Tamta pani często siedzi przy oknie, zapatrzona w swojego pomarańczowego laptopa. Tam często siedzi pan. Zaś tam nigdy nic nie widać poza wzorem na zasłonie.

Czasem siadam na krześle. Dobrze się siedzi, otulone we włochatą, baranią skórę. Na drugim krześle kładę stopy i już nie czują chłodu. Kiedy siedzę, między blokami widać kominy. Ich szczyty rozbłyskują czerwonymi punktami. Czasami na niebie widać przelatujący samolot.

Tak, lubię tu przychodzić. To takie moje małe-wielkie miejsce. Ale nie mam dużo czasu. Siedzę z ręką przytuloną do ucha i wiem, że za chwilę minie 11 sygnałów. I boję się. I nie chcę usłyszeć tego dźwięku; i nie chcę już tak siedzieć i czekać; i chciałbym wstać, wyjść, skoczyć, znaleźć się wiele kilometrów stąd.

Ale nie mogę. Spokojne, powolnie niskie tony zatrzymują mnie. Hipnotyzują. One mówią: „Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. I tak nikt nie odbierze telefonu, ale teraz my tu jesteśmy. Nie bój się”

Ale 11 sygnałów mija, pojawia się ten rozdzierający dźwięk.

Na mojej twarzy pojawia się grymas, kciuk szybko wyłącza naciskając klawisz, stopy automatycznie opuszczają się na kafelki, ale one już nie są tak przyjemnie chłodne. Są zimne. Pani odeszła od laptopa, teraz jakby więcej okien jest zasłoniętych lub pusto ciemnych.

I znowu wieje wiatr.

Wchodzę do mieszkania, ZASUWAM ZASŁONY.

14.10.2008; 21:48

PS. Gwoli ścisłości: część zmyśliłem.

PS2. Mam fajne kieszenie w brązowo-granatowe pasy. Szkoda, że od środka spodni.

((Tylko dla wybranych?...))

sobota, 11 października 2008

time takes too much time

Z dedykacją dla Emilki i Grzesia.

{Dziś wracam do Cieszyna. Jadę tramwajem na dworzec, po drodze kupuję bułkę z nadzieniem o smaku adwokata (w tunelu „Magda”, bo taniej). Wcinając, schodzę na dolną płytę dworca. Spotykam tam matta(303). Siedzi na ławce, z plecakiem leżącym obok, częściowo opartym o prawe udo. W rękach gniecie pusty, biało-niebieski papierowy kubek z Dalmayer Kaffe. Na oko wcześniej była w nim czekolada. Wzrok ma utkwiony gdzieś w nieokreślonym punkcie na brudnym chodniku przed nim. Twarz daje wyraz totalnej nieobecności.}

matt301: yo.
{Powoli podnosi pusty, zamyślony wzrok. Patrzy na mnie przez chwilę.}
matt303: elo.
matt301: co tam u Ciebie?
{Opuszcza głowę i z powrotem patrzy w chodnik.}
matt303: …dobrze.
matt301: No, właśnie widzę.
matt303: (cisza)
matt301: Stary, znamy się za dobrze, żebyś mógł to przede mną ukryć. Powiedz.
matt303: Hm. Spierdalaj?...
{Przelotnie patrzy na mnie, wzrokiem pełnym rezygnacji.}
matt301: Nie.
matt303: Um. Mam problemy żołądkowe.
{Opowiada coś o swoich dolegliwościach. Jakieś kilka zdań, nic ważnego. W międzyczasie podchodzi kierowca i otwiera drzwi. Ludzie wstają z ławek i ustawiają się przed wejściem do autobusu. matt(303) też wstaje. Ustawiam się w kolejce do autobusu. matt(303) idzie wpierw do bagażnika schować swój plecak. W rezultacie wsiadam o dobre kilka osób przed nim. Idę na koniec autobusu, siadam przy oknie. matt(303) wsiada i też idzie przez cały autobus. Chyba szuka mnie wzrokiem. Dochodzi do samego końca. Patrzy na mnie, uśmiecha się blado, ale siada po drugiej stronie, pod drugim oknem. Nie chce już ze mną gadać.
Taa, problemy żołądkowe. Akurat. Pierdol się, matt. Mam nadzieję, że jak się obudzisz w Cieszynie, to Ci już przejdzie…}

***


"You're my last breathe
You're a breathe of fresh air to me
Hi, I'm empty
So tell me you care for me

You're the first thing
And the last thing on m
y mind
In your arms I feel
Sunshine


On a promise
A day dream yet to come
Time is upon us
Oh but the night is young


Flowers blossom
In the winter time
In your arms I feel
Sunshine


Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last


You may find yourself
Out on a limb for me
Could you expect it as
A part of your destiny

I give all I have
But it's not enough
And my patience is shot
So I'm calling your bluff

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment ... last


And we gave it time
All eyes are on the clock
But time takes too much time
Please make the waiting stop


And the atmosphere is charged.
In you I trust.

And I feel no fear as I
Do as I must.

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last.

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last

Tempted by fear
And I won't hesitate
The time is now
And I can't wait  

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment ... last.
"

Moloko - The Time Is Now
(Uprasza się o powstrzymanie zbyt nachalnej interpretacji ;) )

Ah. W sumie wywinąłem takie salto ...uczuciowe, że sam nie wiem, co pisać. To, od czego zaczyna się post, zostało napisane w autobusie z Krakowa. Na początku podróży. I powiedzmy, że mniej więcej oddaje to, co czułem czekając na autobus. Bo się spóźniłem i musiałem prawie godzinę czekać na następny.

Ale jak zwykle okazało się, że przesadzam i tragizuję. Telefony po prostu czasem się psują. I nic to nie znaczy.

Więc jest już dobrze. Oczywiście dalej nie wiem, co teraz. Ale staram się nie wymagać zbyt wiele. Bywały takie chwile (mnóstwo!),  że oddałbym wiele za to, co mam teraz. Więc jest dobrze. Może kiedyś będzie lepiej. A nawet jeśli nie - let's make this moment last (no, może nie koniecznie ten teraz, ale tamte mogłyby trwać :D)

Pozdro 1200, bo 800 jest stare.

wtorek, 7 października 2008

Kraków

Kraków. Miasto seksu, biznesu, lansu, baunsu. I studiowania. A teraz też moje miasto ;]

Siedzę tu od kilku dni i jak na razie jest dobrze ;] Nie, nie tęsknię za domem. Jak już, to za pewnymi udogodnieniami, których tu nie mam (winamp z własną playlistą, nieograniczony dostęp do internetu i temu podobne). Uczelnia? Daje rade. Ludzie? Dają rade. Tylko trochę mi brakuje MOICH znajomych. Jak na razie to, że studiujemy w jednym mieście, wcale nie oznacza, że dużo czasu spędzamy razem (żeby nie powiedzieć, że w ogóle nie spędzamy).

Ale mam nadzieję, że jeszcze się wszystko unormuje. Nie mogę się za bardzo zniechęcać, bo mi się odechce chodzenia na tą uczelnię :P W ogóle to jeżdżę codziennie tramwajami. Wspaniale, nieprawdaż? :D

No i poza tym jestem trochę zmęczony i nie wiem co dalej pisać. Aha, w Tunezji było wspaniale. Wszystkim, którzy jeszcze nie widzieli, polecam ostatnią fotkę na fbl. Jednak z góry informuję: to, co zostało przedstawione na tym zdjęciu było (niestety) marginalnym doświadczeniem na tych wakacjach.

W takim razie pozdrawiam i do następnej notki. Może będzie dłuższa ;)

PS. Basia (moja kuzynka, u której mieszkam) miała pewne wątpliwości, kiedy zobaczyła początek - "Kraków. Miasto seksu (...)". No cóż, niestety ma rację - Kraków nie jest ani trochę bardziej miastem seksu niż jakiekolwiek inne miasto... A w ostatnich dniach wręcz mniej :P