wtorek, 21 czerwca 2011

buduj się na nowo

How can I be lost if I've got nowhere to go?
And how can I blame you, when it's me I can't forgive?


Możesz uciekać. Możesz wiać, ile sił w nogach. Możesz chodzić bezmyślnie godzinami w kółko, z zaskoczeniem odkrywając, że już tu dziś przechodziłeś. Możesz wyjeżdżać z jednego miasta do drugiego a gdy i to nie da Ci spokoju, uciekać do następnego.

Możesz wiać. Spierniczać jak pogrzany. Uciekać bez opamiętania i bez zastanowienia. Nic to nie da. Nigdy nie uciekniesz przed samym sobą.


Nie ważne, co ludzie myślą o mnie. Ostatecznym sędzią jestem zawsze ja sam. To ja jestem najsurowszy dla samego siebie.


Bez wiary w jakikolwiek sens dalszej egzystencji wkraczam pod prysznic by tam znów kawałek po kawałku odbudować się na nowo.

środa, 8 czerwca 2011

na Bronowicach spokojnie

Wstając na chwilę od pracy wychylam się przez okno. Ciepłe, "pełne" powietrze wczesnego lata. Pięknie zielone drzewa na wprost mojego okna, a poniżej chodnik i niespiesznie wracający do domu ludzie. Moją uwagę na długą chwilę przykuł właściciel starej, czerwonej Skody. Takiej Skody, która kojarzy mi się z czeskimi samochodami w moich latach dziecinnych. Stary, okropnie kanciasty sedan.

Właściciel ten z ogromnym namaszczeniem, atencją i wręcz czułością polerował (słowo "czyszczenie" nie oddaje tej czynności) swój samochód. Widać, że jest w to na prawdę bardzo zaangażowany. Pomyślałem sobie: jak bardzo biednym trzeba być żeby tak bardzo kochać samochód taki jak ten.

I rzeczywiście, mężczyzna ten - zbyt stary już, aby powiedzieć o nim, że jest w wieku średnim ale wciąż na tyle młody, że trudno mówić o wieku podeszłym - ubrany był w sprany T-shirt w szerokie, poziome pasy. T-shirt zrobiony z jakiegoś sztucznego materiału, którego (podobnie jak tego modelu Skody) nie sprzedaje się już od kilku, może kilkunastu lat. Mimo to jednak T-shirt był czysty, starannie włożony w czarne, czyste (oraz lekko sprane) spodnie.

Mocno zafascynowany powolnym, starannym procesem polerowania dopiero po chwili zdołałem odwrócić wzrok w inną stronę. Po prawej na ławce siedziały dwie starsze kobiety, swoje kule opierając tak, że sięgały jeszcze dalej w przód niż ich wyciągnięte nogi. I wtedy przyszła mi do głowy inna myśl:
Jak bardzo trzeba być głupim, żeby nie dbać o to, co jest naszą własnością.
By nie szanować owoców ciężkiej pracy.
By nie kochać własnych wspomnień.


***
Zanim napisałem tą notkę, właściciel Skody skończył ją wreszcie polerować. Następnie długo i pilnie badał stan swojego silnika, po czym przeszedł do szczegółowego egzaminowania stanu zderzaków oraz karoserii.
Na ławce po prawej w międzyczasie dosiadła się trzecia, równie posunięta w latach kobieta.

niedziela, 5 czerwca 2011

dzień dziecka z deserem

Wyszedłem na górę, żeby zmienić muzykę. Show praktycznie się skończył, więc wyłączyłem muzykę z przeróżnych dziecięcych bajek i włączyłem "normalną", zgromadzoną na laptopie muzykę. Folder dość obszerny obejmował także Adele i to właśnie jej piosenka się wylosowała.

Z wysokości okna na piętrze roztaczał się przede mną tkliwy widok rzędów pustych ław biesiadnych mocno moknących w strugach deszczu. Pomiędzy nimi i na nich walały się różne śmieci: resztki żółtych balonów, pogniecione plastikowe kubki i jakieś przemoknięte kartki. Nostalgiczne nuty pianina doskonale akompaniowały  kolejnemu projektowi, który właśnie odchodził w przeszłość.
Pomimo, że to nie ja byłem za to wszystko odpowiedzialny, to jednak poczułem się w pewien sposób dumny z tego, że mogłem w tym wziąć udział i to w tak dobrze i różnorodnie dobranym towarzystwie :)

Jak na prawdziwego indiańskiego wodza przystało, miałem swoje indiańskie imię. Brzmiało ono Wielki Niedźwiedź, jednak przeglądając potem karteczki, które zostały, doszedłem do wniosku, że chyba powinienem się nazywać Kręta Droga.



Na deser odkrycie wczorajszego wieczora: istnieje coś takiego, jak piwo półciemne. Ma rudawo-czerwonawy kolor. I jest dobre ;)
Razem z Kacprem kupiliśmy wczoraj siedem dobranych butelek z różnych regionalnych czeskich browarów, które potem sukcesywnie razem degustowaliśmy. Wyniki degustacji tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie ma browarników na świecie lepszych nad czeskich :)
I to jest jeden z powodów, dla których stwierdziłem wczoraj, że gdybym miał gdzieś się przenosić na starość (czy kiedykolwiek), to byłyby to właśnie Czechy. Nie żadna Kostaryka, Szwajcaria ani południowa Francja... Właśnie Czechy. Świetne piwo, wyjątkowa atmosfera, ładny język i to wyjątkowe podejście do życia... ;)