wtorek, 30 grudnia 2008

jedzenie

"Jak się nazywa posiłek o tej porze?"
"Z tego co widzę, to robisz sobie tosty..."
"Nie o to mi chodzi. Śniadanie, kolacja, obiad?..."
"Na prawdę nie masz w życiu innych zmartwień? Po prostu jedzenie."

sobota, 27 grudnia 2008

kiepsko.

"And you singing the song thinking this is the life 
And you wake up in the morning and your head feels twice the size 
where you gonna go, where you gonna go, where you gonna sleep tonight?"

Amy MacDonald - This Is The Life

Poczucie winy. Zmęczenie.

Kiepsko. Źle.

Ale i dobrze:

  • 3 tygodnie i jeden dzień :)
  • prezent, na który chyba nie zasłużyłem.

...

Poważne rozmowy w samochodzie.

I co, wrócę do Krakowa i będzie jak wcześniej?

where you gonna go, where you gonna go, where you gonna sleep tonight?

And you're waiting outside jimmy's front door 
But nobody's in and nobody's home till 4 
So you're sitting there with nothing to do 
Talking about Robert Riger and his motley crew 
And where you gonna go, where you gonna sleep tonight?

Co ze sobą zrobisz?

Ma już tak nie być. Postanowienia są fajne.

Prześpij się, stary.

sobota, 20 grudnia 2008

nie ma próbowania.

Trochę mi zimno w stopy. Co prawda już minęła godzina 14, ale jeszcze "nie zdążyłem" się ubrać i ciągle chodzę po domu w piżamie (z wielką dziurą w okolicach tylnej cześci ciała) i szlafroku.

Uwaga: nie po mieszkaniu. Nawet nie w 'dziesiątce'. Jestem w domu.

Syn marnotrawny powrócił. Rodzice nie muszą o wszystkim wiedzieć. Ale nawet i to, co wiedzą, raczej nie napawa ich dumą...

Więc nie wstałem dziś rano, żeby pójść do szkoły. Siedzę wciąż w szlafroku, z burzą wilgotnych włosów. Nawet nie zjadłem jeszcze śniadania. Ale to tylko dlatego, że nie ma mleka. Od kiedy się 'wyprowadziłem', spożycie mleka w naszym domu spadło pewnie o jakieś 93%. No więc czekam, aż tata wróci z zakupów i przyniesie, bo jakoś nie chce mi się robić tostów... ;)

Dziś w nocy minęły dwa tygodnie. :) Czuje się, jakby to śmiało był już miesiąc... Czas rzeczywiście szybciej płynie. Może od kiedy mieszkam w Krakowie... Choć pewniej od kiedy zacząłem ten czas spędzać z Nią. Z Tobą to zawsze szybko płynie ;)

Czas ubrać się i zrobić coś ze swoim życiem. Chociaż spróbować... Hm. Dziś w gazecie Telewizyjnej przeczytałem coś, co Yoda powiedział Lukowi: "Nie próbuj. Rób. Albo nie rób. Nie ma próbowania."

 

PS. Józef ma się dobrze, chociaż trochę słabiej już pachnie... ;) Ale cały czas czuć!

wtorek, 16 grudnia 2008

dziwny dzień.

"Ale dzisiaj dziwny dzień."
N. stoi przed lustrem i odgarnia włosy z okularów. Ma na sobie piżamę i widać, że jest jeszcze trochę zaspana.
Podnoszę wzrok, ona też na mnie patrzy.
"No. Dziwny."
Siedzę na skraju łóżka i zakładam skarpetki. Właśnie minęła godzina 14:29.

Wychodzimy wczoraj z mieszkania.
"Fajki mi się skończyły."
"Kupimy po drodze w kiosku."
"Myślisz, że będzie jeszcze otwarty?"
W pierwszej chwili nie rozumiem sensu pytania. A czemu miałby być zamknięty? Jest wieczór, okej, ale normalny dzień roboczy, ludzie pracują w poniedziałkowe wieczory...
Jest 23. O tej porze kioski są już zamknięte.

"Ewci dzisiaj przyjeżdża."
Myślę: po co ona dzisiaj przyjeżdża? Jaki ma sens wracanie do Krakowa pod koniec tygodnia?...
...Mamy wtorek, nie koniec tygodnia.

***

Dziwny dzisiaj dzień. Czemu?
  • Może dlatego, że sen akurat przypadł w godzinach 2:30 - 7:00 i 10:00 - 14:30?...
  • Może dlatego, że boli mnie dziś gardło, mam okrutny katar, kaszlę i najchętniej wróciłbym do łóżka (czy raczej poszedł do niego, w sumie do któregokolwiek z nich..)?
  • Może dlatego, że pomimo iż wychodząc w niedzielę w nocy z mieszkania powiedziałem z uśmiechem na twarzy "do jutra", to jednak nikt się nie zdziwił, kiedy nie wróciłem aż do dzisiaj?
  • Może...

***

Opowiem wam o Tomaszu. Tomasz jest fajny i niekonwencjonalny. Tomasz studiuje filozofię. Kiedy go spotkałem po raz pierwszy, zapytał mnie: "Masz nieskończoną ilość możliwości. Co mi powiesz?" Byłem tak zaskoczony i przejęty, że nie byłem w stanie powiedzieć nic. Miał rację, w każdej chwili mam nieskończoną ilość możliwości. Mimo to, kiedy mi to powiedział...

Tomasz pisał list. Podobno list był długi. W pewnym momencie oznajmił, że idzie wysłać ten list. I wyszedł z mieszkania tak, jak stał: w trampkach i samej bluzie. To było około godziny 14. Na blacie w kuchni została kiełbasa, masło, chleb i wbity w niego nóż - Tomasz robił sobie jedzenie, zanim przerwało mu to wyjście z listem.
Tomasz wrócił następnego dnia rano. Nie wysłał listu, bo zapomniał wziąć go ze sobą. Rzeczywiście, arkusze zapisanego papieru wciąż leżały na biurku. Wszedł do kuchni i spytał: "Ej, czemu schowaliście moją kiełbasę? Przecież robiłem sobie jedzenie..."



[Wszystko, co dziś opisałem, może się nieco różnić od rzeczywistości, zostało jednak oparte na faktach.]

zimna cola, hostel w środku nocy

Zimna cola. Wolałbym w sumie hamburgera, ale z powodu braku innego śmieciowego żarcia cola da radę...

W sumie w ogóle co ja tu robię? Jest środek nocy (no w sumie tak jest), a ja siedzę na recepcji jakiegoś hostelu. Żebym tu jeszcze pracował. Ale nie, nie pracuję. I siedzę. Sam.

Przesiaduję w nieswojej robocie, a dawno powinienem sobie załatwić swoją. Żyję nie swoim życiem.

Dzisiejszego kolosa też uleję. Nawet mnie to nie zmartwiło za bardzo - optymistycznie założyłem, że nauczę się na trzeci i w ten sposób zaliczę ten przedmiot. No teraz to chyba nie będę miał wyboru... (tak się mówi, tylko że wybór jest. kurde.)

Tak, jestem szczęśliwy. Więc o co Ci chodzi?

Mateusz, życie nie wskoczy samo z powrotem na swoje miejsce. Już nawet buty Ci się przetarły. Dobrze, że już nie toniesz. Teraz przyszedł czas na wypływanie w kierunku powierzchni.

***

"To jesteście razem, czy nie? Bo czytając Twojego bloga wcale nie odniosłem takiego wrażenia..."
Rzeczywiście. Jakieś same smęty tu puszczam ostatnio.

środa, 10 grudnia 2008

szczyt w przemokniętych butach. przed nami granie..

"She said: run run run, as fast as you can
But you can't run run from our law given hand...

and she said...
run run run, yeah
run run run, yeah
run run run, yeah
...oooaahwww!!!"
Patrick Wolf - The Childcatcher
(ten głos rozpaczy i ta niesamowita muzyka, pomieszana, połamana, a mimo to wciąż gorliwie trzymająca się tego synkopowego rytmu...)

***

Chyba mi wypadł plecak i kredki rozsypały się po całym chodniku, tylko tego nie zauważyłem i jestem już dwie przecznice dalej... Chyba coś gdzieś zawaliłem, czegoś nie zrobiłem, o czymś zapomniałem i teraz mam drastycznie mało czasu, żeby pozbierać to, co da się jeszcze pozbierać.

NIE, OCZYWIŚCIE, ŻE NIE ŻAŁUJĘ. Kiedy zdobywasz na prawdę wysokie szczyty, przemoknięte buty przestają mieć znaczenie. Mimo to cisną.

Mam wrażenie, że dałoby się to wszystko tak zorganizować, żeby nie gubić kredek po drodze. Żeby nie zawalać, robić co trzeba a jednocześnie nie zapominać o tym, co w życiu najważniejsze i być szczęśliwym.
Zawsze wierzyłem, że uda mi się to pogodzić.
Czyżby czas próby nadszedł?...

"run run run as fast as you can..."
Daj z siebie wszystko, matt, albo porzuć swoje nazwisko i przygotuj się na twarde lądowanie.

***

P.S.: "nie wypalimy się tak szybko. już teraz za dużo nas łączy."

poniedziałek, 8 grudnia 2008

krótkie włosy :D

Widzieliście reklamę Visy z wieczorem kawalerskim? Ostatnio często czuję się podobnie (choć nie tak skrajnie), kiedy wybiegam na ulicę ubierając jednocześnie kurtkę, przerzucając torbę przez głowę, z butami pospiesznie zasznurowanymi w windzie, a do zajęć pozostało 10... 9... 8... 7...

Dzisiaj ustanowiłem rekord - z przystanku Dworzec Główny do Pawilonu Finansów na Uniwersytecie Ekonomicznym w 5 minut :) Następne dwie zajął mi wyjazd windą na szóste piętro ;)



Od godziny 18:30 w piątek do 16:30 w sobotę daje 22 godziny.
Potem 4,5 godziny przerwy i znowu od 21 w sobotę do 12:45 w poniedziałek daje kolejne 39 godzin i 45 minut.
W sumie 61 godzin i 45 minut.
W ciągu jednego weekendu.

Przyjmijmy założenie, że przeciętna para spotyka się codziennie, spędzając razem każdorazowo po 3 godziny. Daje więc nam to prawie 3 tygodnie (20 pełnych dni i 1 godzina, 45 minut).

Ale są pary, gdzie każde mieszka w innym mieście. Widują się tylko na weekend, najczęściej tylko jednego dnia. Po odjęciu czasu dojazdów daje nam to około 6 dni w tygodniu. Ponad 10 tygodni? ...shit me :D

Według tego sposobu naliczania czasu już dawno powinienem mieć krótkie włosy ;)

sobota, 6 grudnia 2008

tydzień 22.0

"I said a thousand million things that I could never say this morning

Got too deep, but how deep is too deep?

This town's a different town today
This town's a different town to what it was last night
You couldn't have done that on a Sunday

That girl's a different girl today
Said that girl's a different girl to her you kissed last night
You couldn't have done that on a Sunday

Well I'm so glad they turned us all away we'll put it down to fate

I thought a thousand million things that I could never think this morning

Got too deep, but how deep is too deep?

Last night what we talked about
It made so much sense
But now the haze has ascended
It don't make no sense anymore"
Arctic Monkeys - From The Ritz To The Rubble



"Dlaczego to robisz? Niszczysz się. Zasługujesz na coś lepszego. Chcesz, ja Ci znajdę! To jest taki... taki czarny koń."

"Nie słuchaj ich... One po prostu jej nie znają."
"Tak wiem - nie znają jej."

"Chyba już wiem, czego chcę. Ale boję się, że ty zmęczyłeś się tym już za bardzo.."

matt07: Wycofaj się. Jeszcze jest pora, jeszcze nie jest za późno, jeszcze możesz!
matt22: Teraz, kiedy wreszcie wygrałem?


***

Przy świtaniu mgły zaczęły opadać. Na miasto spłynął wreszcie błogosławiony spokój. Śmiertelna cisza unosiła się w każdej uliczce, w każdym najmniejszym zaułku. Ślady wczorajszych ciężkich i krwawych walk dziś wygladały surrealistycznie, jakby to wszystko nigdy nie miało miejsca.
Ciężkim krokiem, powłócząc nogami, przechodziłem z jednej kwatery do drugiej. Tak, wygraliśmy. Niech będą przeklęte takie zwycięstwa.

Mgły zaczęły opadać. Północno-wschodni wiatr rozproszył chmury i na miasto padły pierwsze promienie wschodzącego słońca. Jaki dziś piękny dzień. Jaki cichy i spokojny...


***

"I thought a thousand million things that I could never think this morning... "

czwartek, 4 grudnia 2008

tydzień 2.1

"Last night what we talked about, it made so much sense
But now the haze has ascended, it don't make no sense anymore"
Arctic Monkeys - From The Ritz To The Rubble




Wszystkie moje ulubione bluzy gdzieś wsysło.
  1. Błękitna z drzewem na plecach została na Saharze. W sumie mogę o niej już dawno zapomnieć...
  2. Czerwona z dziwnym kapturem i nietypowym zamkiem pod szyją została w Cieszynie, w koszu na brudną bieliznę.
  3. No i teraz druga czerwona, z gitarami i "Rock 'n' Roll" na plecach, też poszła do prania, bo jakoś już nie emanowała świeżością.

No to znowu będę chodził na czarno, jak emo...


Piosenka może też już nie emanuje świeżością, ale za to jaka aktualna.. ;) I podoba mi się. Nawet jeśli należy do jakiegoś dziwnego gatunku muzycznego, który nazywa się 'indie' :P (no dobra, 'indie' przynajmniej większości kojarzy się z czymkolwiek, w przeciwieństwie do Twojego 'trip-hopu' czy 'downtempo'...)

Walki z marazmem ciąg dalszy. Jest ciężko - co chwilę nawzajem podkładamy sobie nogi. Wczoraj jak mu zakosiłem po piszczelach, to leżał i kwiczał, ale, skubany, przystąpił do kontrataku dziś rano - w rezultacie wciąż siedzę w domu przed kompem, słuchając muzyki tak głośno, jak tylko mi się podoba. Nie dobrze, nie dobrze. A wszystko przez to, że Drobny zachorował i nie było motywacji, żeby wstać rano :P (jasne, zwal wszystko na Drobnego).

Wykonałem telefon. Chyba w takim razie czeka mnie jutro z samego rana podróż na Bronowice... Hm, a co z niemieckim? ... Dasz radę, Mateusz, od tego jesteś, bejbe :D

Mam ochotę na czekoladę.

Chciałbym zasnąć i obudzić się we wtorek o 15:30.
Bo jutro to i tak będzie jak sen... :P Dyspenza ;)

4 dni. 5 dni. Jutro.

środa, 3 grudnia 2008

tydzień 1.1

„Music is a heal, no matter who you are

no matter who you are…”

Bonobo feat. Bajka – Walk In The Sky



Dni ciągną się jak z gumy. Wciąż jest 6 dni… Jak to możliwe? Przecież ostatnio było 6 dni i przedostatnio i ileś tam dni temu… Jak to możliwe, że to wciąż ten sam dzień?


Lektorka powiedziała mi dziś na angielskim, że mam dziwny sposób wymowy. Mam dziwny akcent. Trochę zalatuje szkockim, ale tak naprawdę nie jest podobny do niczego… Wygląda na to, że wykształciłem swój własny akcent w języku angielskim, totalnie niezależny od jakichkolwiek podziałów społeczno-geograficznych. Mam słuchać telewizji po angielsku albo audiobooków… ;)


Jutro odpadają ćwiczenia z mikro. Więc jeśli nie będzie mi się chciało, to jutro znowu mogę śmiało w ogóle nie zaglądnąć na uczelnię. Ale i tak będę musiał ruszyć tyłek z domu. Z resztą, ile można siedzieć na mieszkaniu; nie dość, że swoim, to jeszcze TYM?


Pewnie pójdziemy z Viperem na Fisza. Na to znajdę pieniądze. Właśnie – dopiero się zaczął nowy miesiąc, ledwo rodzice przelali kasę na konto, a ja już kombinuje jak mogę, gdzie i na czym by tu zaoszczędzić… Nie ma to jak życie studenckie.


Piszę totalnie o niczym, a czas płynie tak powoli… Niemiecki leży obok mnie i krzyczy do mnie, ale udaję, że go nie słyszę.


Chciałbym zasnąć i obudzić się we wtorek o 15:30.

poniedziałek, 1 grudnia 2008

spoko, rozumiem.

(dokąd, dokąd, dokąd?...)

aha, a jak
a tak..
aha.
Fisz - Polepiony

***

[lekko rozedrgany głos, powietrze buzuje od emocji]
"Tylko się nie śmiej.
Na prawdę chciałabym kiedyś móc Cię pokochać."
[Cytuję z pamięci, mogło być trochę inaczej.]

Spoko. Powiedziałem, że będę, więc jestem. Obiecałem, że będę wspierał, więc nie uciekam, dzielnie stawiam czoła. Nie kochasz mnie, ale ja rozumiem. I daję, ile mogę / ile chcesz.

"Ale jeżeli tak ma być, to musi to być nasza wspólna decyzja. TWOJA i moja."

Spoko. Jestem decyzyjny, podejmuję trudne decyzje, nie uciekam przed odpowiedzialnością. Kocham rozwiązywać problemy i staram się być w tym jak najlepszy. Lepiej trafić nie mogłaś.






Jestem matt.
Czynne 24 godziny na dobę.
Wystarczy zadzwonić, a będę.
Numer przecież znasz.

Od Autora: uwagi w komentarzu.

czwartek, 27 listopada 2008

kolce bez róży / czekamy na drugi?

„Nightlite” rzęzi na głośnikach niskiej jakości. Siedzę przed monitorem i próbuję zebrać myśli. To był bardzo długi dzień. Tydzień. 3 dni. 3 tygodnie.


Pisałem dzisiaj kolosa. Może nawet nie zwaliłem go tak strasznie, jak się tego wcześniej obawiałem. Może nawet uda mi się go zaliczyć ;)


Coś się zmieniło. Tym bardziej chyba mam poczucie zawieszenia poza przestrzenią i czasem. Znowu mam wrażenie, że nie da się pogodzić tego wszystkiego, co chciałbym mieć i robić bez żadnych szkód.


Wnioski z wczorajszego wieczoru / nocy:

  • Z 29 Listopada na Koronę przez Aleje jest trochę nie po drodze i naokoło (ale da się dojechać ;) );
  • Bycie DJ’em wcale nie jest takie proste, jak się może wydawać i szczere chęci niestety nie wystarczą;
  • Najlepsze porady w ważnych sprawach życiowych można uzyskać od osób, które się zna mniej niż 6 godzin;
  • 110 km/godzinę Fiatem Uno nocą w Krakowie to jazda na krawędzi, ale do opanowania;
  • Można zmieniać decyzje po kilka razy dziennie i nie żałować.

wtorek, 25 listopada 2008

nothing owed.

Bonobo - Nothing Owed

Nie mam ochoty na śniadanie. Wycisnąłem do swojej herbaty resztki cytryny. No, smakuje prawie jak herbata z cytryną.

Za oknem resztki śniegu. Ale już nie czuję się jak w zimie. Chociaż przynajmniej mam swoje nowe, kozackie buty :)

Latam w luźnych gaciach po mieszkaniu. Słucham Bonobo. Siedzę w fotelu, patrząc w jeden punkt gdzieś daleko. Słucham Bonobo. Czytam SMSy napływające o różnych dziwnych porach.

Zimy może nie ma, ale i tak jest zajebiście.

Co robisz, gdy Twój świat grozi zawaleniem?
a) Kurwa niemożliwe, nie zawalaj się teraz bejbe!!
b) Podpieram go na szybko długimi dechami.
c) Co, znowu? No dobra, ale w której części? Jarek, weź chłopaków i idźcie na to zobaczyć, znowu nam coś siada. A wracając do tego, o czym mówiłem wcześniej...


Ubieraj te swoje kozackie buty, ale szybko. Pospiesz się, świat nie będzie na nas czekał.

niedziela, 16 listopada 2008

klęska urodzaju

Zamknąłem za sobą drzwi.

Wraz z trzaskiem przeskakującej zapadki klamki dotarło to do mnie. Dopiero teraz, w jednej chwili, zrozumiałem to wszystko. To powinno być dla mnie oczywiste, że w mieszkaniu tego nie ogarnę. Nie przy niej. Stałem sam na olbrzymiej, starej, pustej klatce schodowej. Powoli zdjąłem rękę z klamki, nieomal czując, jak dłoń przecina kolejne warstwy powietrza.

To było dla mnie bardzo trudne podjąć tę decyzję.
Dotyk jej dłoni splecionych gdzieś pomiędzy moimi. Ten prosty gest, o którym marzy się w bezsenne noce, patrząc w spękania na suficie. Przesuwające się światła przejeżdżających samochodów.
Stoję w połowie drabiny i podnoszę wzrok. Gdyby oczy umiały mówić, powinienem powiedzieć, że rozumiem, doceniam, szanuję. Ale słowa zatrzymują się gdzieś po drodze.

Zbiegam po schodach, ale czas nie ma żadnego wymiernego sensu. Na zewnątrz wieje wiatr. To dobrze, bo nie miałem dziś ochoty na słońce.

Bonobo – If You Stayed Over

poniedziałek, 10 listopada 2008

Bonobo i o miłości. Matt'a rozmyślania o tym, co jest ważne w życiu, co się liczy i do czego ludzie dążą.

Foo Fighters - The Pretender

***

Dziś mija trzeci dzień mojej choroby. Jezu, już trzeci - czyżbym jeden dzień w całości przespał?...
W czasie choroby dużo myślę. Na wiele rzeczy nie mam siły, sporo czasu spędzam w łóżku, więcej czytam (choć teraz w sumie tylko gazet). Szybciej się męczę, gorzej się czuję. Więc oprócz rozmyślań niewiele więcej mi zostaje. Lub do niczego innego nie potrafię się zmobilizować - czy nie mam siły? To znaczy, że jestem leniwy, bo nie potrafię się zmusić, czy może nie potrafię odpoczywać, bo wciąż myślę o pracy?
...E, chyba jednak pierwsze :P

Czego ludzie potrzebują najbardziej na świecie? Jedzenia? Pieniędzy? Bezpieczeństwa? Wygody? Rozrywki?
MIŁOŚCI.
Do takich to ciekawych wniosków doszedłem po oglądnięciu pewnego filmu z rodzicami. Taa, może truizm...

Za czym ugania się matt? Za edukacją? Szacunkiem? Władzą? Odpowiedzialnością? Pracą? Pieniędzmi?
Cholera go wie, ale jedno jest pewne .

Bonobo - Transmission 94

Uwielbiam tą piosenkę, szczególnie jej drugą część. Uwielbiam leżeć nocą w łóżku, z zamkniętymi oczami i słuchać jej...

wtorek, 4 listopada 2008

Kahindi

„Tydzień później udałem się z Onesmanem Kahindim na oględziny szczątków Anne. Znaleźliśmy je w podmokłej dolinie. Krążący sęp przysiadł w pobliżu, ale prawdę mówiąc, nie zostało z niej już nic, co mogłoby go zainteresować. Czaszka Anne leżała pod akacją zafajdana przez ptaki. Wokół porozrzucane były żuchwa, kilka żeber, łopatka, kawałek wyschniętej skóry i rozwleczona zielona treść żołądka. Na stawie żuchwowym widać było ślady zębów hieny. Cała okolica cuchnęła padliną, ale ponieważ podchodziliśmy z wiatrem, poczuliśmy smród dopiero na miejscu. (…) zginęła jakieś trzy miesiące wcześniej. Muchy i larwy, tak jak hieny, zrobiły już swoje i znikły. Kahindi pstryknął zdjęcie. Nadciągnęły chmury.

(…) Kahindi, daleki od sentymentalizmu, zatrzasnął notatnik. – Skończone. Pospieszmy się, bo złapie nas deszcz.”

wtorek, 28 października 2008

nieuzasadniony optymizm

Dziś obudziłem się pełen nieuzasadnionego optymizmu. Radość i chęć życia rozpierały mnie tak bardzo, że aż wstałem godzinę wcześniej, niż planowałem, bo już nie mogłem spać :D

Jak zwykle ukazało się, jak bardzo jestem uzależniony od innych - wystarczył jeden SMS i pomimo tego, że żaden z moich problemów się nie zmienił, a już na pewno nie zmalał, to jednak ja fruwam jak ptaszek.

Ale nie chcę o tym myśleć. Z nieuzasadnionym optymizmem jest mi dobrze. Niech ta chwila trwa...

Cały czas dzwonię od czasu do czasu. Ale nie spodziewam się odbioru. Najczęściej moje myśli błądzą wtedy gdzieś daleko... Czasem się zastanawiam, co by się stało, gdyby jednak ktoś odebrał. Myślę, że miałbym na prawdę głupią i zdziwioną minę :P

Chyba zbyt łatwo popadam w radość, zadowolenia i - właśnie - nieuzasadniony optymizm, odrywając się od rzeczywistości. Hm. Trudno?.. :D

PS. Dziękuję wszystkim, którzy komentują, jak i tym, którzy czytają bez komentowania :)

niedziela, 26 października 2008

zimno. i czekolada

Jest mi zimno.

Chcę czekolady.

OCH! Właśnie sobie przypomniałem - mam taką jedną saszetkę, zachomikowaną na czarną godzinę, czeka na mnie jeszcze chyba od sierpnia... Taak, teraz nadeszła czarna godzina. Idę sobie zrobić, zw

Dostała ją od ciotki ze Stanów. Czy kogoś takiego. Przejechała olbrzymią ilość kilometrów, zanim ją zużyłem. Ale jedno trzeba jej przyznać - jest na prawdę dobra.

Ah, chyba mi trochę niedobrze. Źle się czuję. Już prawie wyzdrowiałem, a tu taka lipa...

Myślę, że nie da się podzielić siebie. Ja nie potrafię. Chociaż niektórzy chyba umieją to zrobić. Chyba znam takie osoby.

Ja nie potrafię. Zawsze jestem jeden, integralnie złączony z całym sobą. Mogę mieć różne strony, kilka masek, ale to zawsze ten sam JEDEN ja.

Czuję ból głowy. Zawroty. Niedobrze...

Ah, zimno. Znowu będzie, że się tylko depresjonuje :P No, to byłem na warsztatach i było wporzo ;]

Taa, ale i tak - Wkurweusza dalej nie ma :P

!!!

czwartek, 23 października 2008

deszcz

Dziś za oknem pada. Za chwilę będę musiał wychodzić i wcale nie chcę. Trochę chłodno w stopy. Chyba coś się gdzieś zawaliło.. ..i bardzo mnie to martwi. Nie wiem, obawiam się, że nie mam na to wpływu.

Ahh, trochę się boję, trochę martwię; nie chcę tak siedzieć tu w miejscu; nie chcę się stąd ruszać.

Za oknem pada i jest szaro. Mokro.

...

wtorek, 21 października 2008

ptasie mleczko

12:29

Siedzę na wykładzie z encyklopedii prawa. Obecna jest może 1/3 potoku i chyba nikt nie słucha. Do końca zostało raptem 10 minut.
Co zrobię ze sobą później?
Dzisiaj mam jeszcze wf. O 14:30, więc mam ponad półtorej godziny wolnego. Może pójdę na gorącą czekoladę? Sam, no bo z kim. Mam fajnych ludzi w grupie, ale... to nie są osoby, z którymi chciałbym iść na czekoladę. A Viper i tak ma zajęcia... Spotkałem go dzisiaj. Akurat, żeby powiedzieć sobie "cześć".

"Zabiegany się zrobiłeś... i ten kraków..."

Tak, zabiegani. I ten Kraków.

Więc na czekoladę pójdę sam...

(12:35)

PS. Siedzę sam w rzędzie i zajmuję trzy miejsca..



(14:14)
Tak, teraz też siedzę. Na PKSie. Obok. Na murku. Kupiłem całą paczkę ptasiego mleczka i jem. Podszedł do mnie bezdomny. Wyglądał na trzeźwego nawet. Dałem mu dwa zeto i 6 kostek ptasiego mleczka. Jakby poprosił, to pewnie dałbym mu i 5 złotych. Facet wiedział, kiedy podejść.

Miałem iść na czekoladę. No i w sumie jest, tylko w kostkach. Za chwilę mam wf, muszę lecieć. Nie chce mi się. Mógłbym tu tak siedzieć.. ...długo.

matt

Dokument 02 (noc)

Chyba napisałem to w zeszłym tygodniu...

...no tak, na dole jest data ;]


„Noc.

A nocą gdy nie śpię, wychodzę choć nie chcę,

popatrzeć na

chemiczny świat

Pachnący szarością, z papieru miłością (…)”


Może nie noc, ale już wieczór. Wychodzę na balkon, patrzę na te wszystkie bloki dookoła. Latarnie dają przyjemne światło, kiedy się na nie tak patrzy z góry. Powietrze jest już trochę chłodne, choć nie wieje. Stopy przyjemnie czują się na zimnych kafelkach.

Naprzeciwko mnie układa się mozaika zapalonych okien. Lubię obserwować ludzi. Tamta pani często siedzi przy oknie, zapatrzona w swojego pomarańczowego laptopa. Tam często siedzi pan. Zaś tam nigdy nic nie widać poza wzorem na zasłonie.

Czasem siadam na krześle. Dobrze się siedzi, otulone we włochatą, baranią skórę. Na drugim krześle kładę stopy i już nie czują chłodu. Kiedy siedzę, między blokami widać kominy. Ich szczyty rozbłyskują czerwonymi punktami. Czasami na niebie widać przelatujący samolot.

Tak, lubię tu przychodzić. To takie moje małe-wielkie miejsce. Ale nie mam dużo czasu. Siedzę z ręką przytuloną do ucha i wiem, że za chwilę minie 11 sygnałów. I boję się. I nie chcę usłyszeć tego dźwięku; i nie chcę już tak siedzieć i czekać; i chciałbym wstać, wyjść, skoczyć, znaleźć się wiele kilometrów stąd.

Ale nie mogę. Spokojne, powolnie niskie tony zatrzymują mnie. Hipnotyzują. One mówią: „Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. I tak nikt nie odbierze telefonu, ale teraz my tu jesteśmy. Nie bój się”

Ale 11 sygnałów mija, pojawia się ten rozdzierający dźwięk.

Na mojej twarzy pojawia się grymas, kciuk szybko wyłącza naciskając klawisz, stopy automatycznie opuszczają się na kafelki, ale one już nie są tak przyjemnie chłodne. Są zimne. Pani odeszła od laptopa, teraz jakby więcej okien jest zasłoniętych lub pusto ciemnych.

I znowu wieje wiatr.

Wchodzę do mieszkania, ZASUWAM ZASŁONY.

14.10.2008; 21:48

PS. Gwoli ścisłości: część zmyśliłem.

PS2. Mam fajne kieszenie w brązowo-granatowe pasy. Szkoda, że od środka spodni.

((Tylko dla wybranych?...))

sobota, 11 października 2008

time takes too much time

Z dedykacją dla Emilki i Grzesia.

{Dziś wracam do Cieszyna. Jadę tramwajem na dworzec, po drodze kupuję bułkę z nadzieniem o smaku adwokata (w tunelu „Magda”, bo taniej). Wcinając, schodzę na dolną płytę dworca. Spotykam tam matta(303). Siedzi na ławce, z plecakiem leżącym obok, częściowo opartym o prawe udo. W rękach gniecie pusty, biało-niebieski papierowy kubek z Dalmayer Kaffe. Na oko wcześniej była w nim czekolada. Wzrok ma utkwiony gdzieś w nieokreślonym punkcie na brudnym chodniku przed nim. Twarz daje wyraz totalnej nieobecności.}

matt301: yo.
{Powoli podnosi pusty, zamyślony wzrok. Patrzy na mnie przez chwilę.}
matt303: elo.
matt301: co tam u Ciebie?
{Opuszcza głowę i z powrotem patrzy w chodnik.}
matt303: …dobrze.
matt301: No, właśnie widzę.
matt303: (cisza)
matt301: Stary, znamy się za dobrze, żebyś mógł to przede mną ukryć. Powiedz.
matt303: Hm. Spierdalaj?...
{Przelotnie patrzy na mnie, wzrokiem pełnym rezygnacji.}
matt301: Nie.
matt303: Um. Mam problemy żołądkowe.
{Opowiada coś o swoich dolegliwościach. Jakieś kilka zdań, nic ważnego. W międzyczasie podchodzi kierowca i otwiera drzwi. Ludzie wstają z ławek i ustawiają się przed wejściem do autobusu. matt(303) też wstaje. Ustawiam się w kolejce do autobusu. matt(303) idzie wpierw do bagażnika schować swój plecak. W rezultacie wsiadam o dobre kilka osób przed nim. Idę na koniec autobusu, siadam przy oknie. matt(303) wsiada i też idzie przez cały autobus. Chyba szuka mnie wzrokiem. Dochodzi do samego końca. Patrzy na mnie, uśmiecha się blado, ale siada po drugiej stronie, pod drugim oknem. Nie chce już ze mną gadać.
Taa, problemy żołądkowe. Akurat. Pierdol się, matt. Mam nadzieję, że jak się obudzisz w Cieszynie, to Ci już przejdzie…}

***


"You're my last breathe
You're a breathe of fresh air to me
Hi, I'm empty
So tell me you care for me

You're the first thing
And the last thing on m
y mind
In your arms I feel
Sunshine


On a promise
A day dream yet to come
Time is upon us
Oh but the night is young


Flowers blossom
In the winter time
In your arms I feel
Sunshine


Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last


You may find yourself
Out on a limb for me
Could you expect it as
A part of your destiny

I give all I have
But it's not enough
And my patience is shot
So I'm calling your bluff

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment ... last


And we gave it time
All eyes are on the clock
But time takes too much time
Please make the waiting stop


And the atmosphere is charged.
In you I trust.

And I feel no fear as I
Do as I must.

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last.

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment last

Tempted by fear
And I won't hesitate
The time is now
And I can't wait  

Give up yourself unto the moment
The time is now
Give up yourself unto the moment
Let's make this moment ... last.
"

Moloko - The Time Is Now
(Uprasza się o powstrzymanie zbyt nachalnej interpretacji ;) )

Ah. W sumie wywinąłem takie salto ...uczuciowe, że sam nie wiem, co pisać. To, od czego zaczyna się post, zostało napisane w autobusie z Krakowa. Na początku podróży. I powiedzmy, że mniej więcej oddaje to, co czułem czekając na autobus. Bo się spóźniłem i musiałem prawie godzinę czekać na następny.

Ale jak zwykle okazało się, że przesadzam i tragizuję. Telefony po prostu czasem się psują. I nic to nie znaczy.

Więc jest już dobrze. Oczywiście dalej nie wiem, co teraz. Ale staram się nie wymagać zbyt wiele. Bywały takie chwile (mnóstwo!),  że oddałbym wiele za to, co mam teraz. Więc jest dobrze. Może kiedyś będzie lepiej. A nawet jeśli nie - let's make this moment last (no, może nie koniecznie ten teraz, ale tamte mogłyby trwać :D)

Pozdro 1200, bo 800 jest stare.

wtorek, 7 października 2008

Kraków

Kraków. Miasto seksu, biznesu, lansu, baunsu. I studiowania. A teraz też moje miasto ;]

Siedzę tu od kilku dni i jak na razie jest dobrze ;] Nie, nie tęsknię za domem. Jak już, to za pewnymi udogodnieniami, których tu nie mam (winamp z własną playlistą, nieograniczony dostęp do internetu i temu podobne). Uczelnia? Daje rade. Ludzie? Dają rade. Tylko trochę mi brakuje MOICH znajomych. Jak na razie to, że studiujemy w jednym mieście, wcale nie oznacza, że dużo czasu spędzamy razem (żeby nie powiedzieć, że w ogóle nie spędzamy).

Ale mam nadzieję, że jeszcze się wszystko unormuje. Nie mogę się za bardzo zniechęcać, bo mi się odechce chodzenia na tą uczelnię :P W ogóle to jeżdżę codziennie tramwajami. Wspaniale, nieprawdaż? :D

No i poza tym jestem trochę zmęczony i nie wiem co dalej pisać. Aha, w Tunezji było wspaniale. Wszystkim, którzy jeszcze nie widzieli, polecam ostatnią fotkę na fbl. Jednak z góry informuję: to, co zostało przedstawione na tym zdjęciu było (niestety) marginalnym doświadczeniem na tych wakacjach.

W takim razie pozdrawiam i do następnej notki. Może będzie dłuższa ;)

PS. Basia (moja kuzynka, u której mieszkam) miała pewne wątpliwości, kiedy zobaczyła początek - "Kraków. Miasto seksu (...)". No cóż, niestety ma rację - Kraków nie jest ani trochę bardziej miastem seksu niż jakiekolwiek inne miasto... A w ostatnich dniach wręcz mniej :P

poniedziałek, 22 września 2008

czas tułaczki

Notatka przed postem: Przede wszystkim chciałbym bardzo podziękować tym, którzy regularnie czytają mojego posta. Ku mojej niezmiernej radości jest Was jeszcze więcej, niż komentarzy przy poprzednim poście ;) Cieszę się także, że to grono się powiększa. Mam nadzieję, że wszyscy będziemy zadowoleni ;] Przy okazji pragnę przyznać tytuł Najlepszego Komentarza Do Poprzedniego Posta MJ'owi :P Rywalizacja była ostra, ale po burzliwych obradach (63 setne sekundy) postanowiłem to wyróżnienie przyznać właśnie Tobie, MJ :D

Jeszcze jedna uwaga do poprzedniej notki: drugi SMS został w międzyczasie przepisany i otrzymał numer 1125 ;]

____________________________________________________________________

Z cyklu: insomnia / sunrise (aż dwa nowe cykle w jednym poście!)

Faithless - Insomnia

Piątek rano, około godziny 7:35. Siedzę w autobusie do Brennej, mam na sobie ciężkie górskie buty, zimową kurtkę, a obok mnie leży duży plecak z precjoziami takimi, jak m.in. karimata czy śpiwór. Rozmyślam o życiu i planach na najbliższą przyszłość. Właśnie jadę do pracy. Ostatni dzień. Następnie prosto na Harcerski Start (dla niewtajemniczonych: nowa nazwa rajdu harcerskiego, który zawsze odbywa się o tej porze roku :P). Wracam w niedzielę wczesnym popołudniem (to się później zmieniło, rajd zakończył się w sobotę wieczorem. W tym miejscu pragnę pozdrowić MJ'a, Ramina i Qsztana oraz Dorotkę i resztę ekipy ;) ), następnie w poniedziałek rano do Pragi. W Cieszynie jestem z powrotem w środę koło 13, w nocy wyjeżdżamy na tydzień do Tunezji. Wracamy w nocy z 1szego na drugiego października, prosto do Krakowa, a w weekend przeprowadzka. Dalej moje plany w tamtej chwili były jeszcze cały czas bardzo mgliste.

Tak sobie myślę o tym i w tym momencie poczułem coś niesamowitego. Przyszła do mnie myśl. Oto stajesz na progu nowej części Twojego życia. Oto nadszedł czas tułaczki. Oto nie ma już ciepłego łóżeczka w mieszkaniu rodziców. Oto nie ma już samonapełniającej się lodówki (za sprawą rodziców). Oto skończyło się bezstroskie życie bez baczenia na koszty.

A czas ten skończy się dopiero wtedy, gdy na stałe osiądę w jednym miejscu. Gdy będę miał swój dom. Lub mieszkanie. Może być wynajmowane ;)

Ile lat mi to zajmie? Gdzie to się skończy? Gdzie będę mieszkał? Z kim?

O jasna cholera, już się nie mogę doczekać, aby poznać odpowiedzi... Świecie, nadchodzę, i lepiej trzymaj gacie!!

***

Dzisiaj widziałem się z Moniką. Spotkanie było owocne i satysfakcjonujące dla nas obojga. Motywacja +300. Mówiliśmy o kilku ważnych rzeczach. Może szczegóły będą w późniejszym czasie.

***

A jutro do Pragi. Oto przede mną dwie niesamowite noce spędzone w wyśmienitym gronie przyjaciół. Noce, bo na dnie nie ma co liczyć, głównie ze względu na pogodę :P Ale i tak nie mogę się już doczekać. Oh, to będzie bauns! :D OMG!

Taak... I na tym będę kończył swoją notkę. Na pożegnanie (po raz kolejny) Radiohead - VideotapeTym razem z dedykacją - dla Ewka ;)

PS. Mam jeszcze coś specjalnie dla Pala:

mateusz (21-09-2008 21:58)
dobra, musze zwalniać komputer
(...)
Palo (21-09-2008 21:59)
mój komputer zwalnia bez pomocy ;/ ;p


wtorek, 16 września 2008

Nie mogę dzisiaj.

Z cyklu: dancin without music, talkin without words

Citizen Cope - Salvation (Citizen Cope)

Za oknem ciemno, zimno i mokro. I tak samo czuję się w środku. Może nie mokro, ale... Nikt nie odpisuje na moje SMSy. Nie odbiera moich połączeń. Okej, napisałem/wydzwoniłem tak dużo, że o ja cie pierdole. Ale tak czy inaczej. Czasem ktoś mógłby do mnie napisać ot tak od siebie :( Np TERAZ. No ale nie pisze. Ah.

Generalnie nie wesoło jest... Brakuje mi Kogoś. Chyba się ogolę. Szkoda, że nie można chodzić cały czas w niebieskiej bluzie z kapturem. Kiedyś w końcu muszę dać ją do prania; co więcej, ten moment chyba właśnie dziś nadszedł. Więc będę chodził w innych bluzach z kapturem, ogolony (w sensie że bez bródki), z rozpuszczonymi włosami w te szare, mokre, zimne dni...

I mam pryszcze. Moja twarz chyba też czuje się chujowo. W sumie nie dziwię się jej... I nikt nie komentuje moich postów. Wszyscy mają mnie w dupie. Ehh...

Stwierdziłem, że już dosyć narzekania. Ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Więc na tym zakończę mojego posta (może znajdę jeszcze jakąś złotą myśl na koniec).

Nie znalazłem żadnej złotej myśli, ale znalazłem coś jeszcze lepszego - zapętlenie czasoprzestrzeni:

No. 633
3 grudnia 2006 12:33
Od: tj
Nie mogę dzisiaj

Nie przepisany
21 kwietnia 2008 11:20
Od: tj
Nie moge dzisiaj


Radiohead - Videotape (In Rainbows)

PS. Byłem w międzyczasie w Kauflanadzie kupić mleko. Kiedy zapłaciłem i szedłem w kierunku wyjścia przez prawie pustą halę naszła mnie refleksja, że w dni takie jak ten mógłbym zostać płatnym mordercą. W ciągu dnia bym spał, wieczorami bym zabijał, a w nocy słuchałbym "Videotape" sącząc wino...

piątek, 12 września 2008

portfel i inne ważne sprawy w mglisty i chłodny piątek przed południem. ubrałem się na czarno.

Z cyklu: dancin without music, talkin without words

_______________________________________

"No no, drodzy słuchacze, słyszycie mnie?"

MJ, w rozmowie przez telefon z nami (Domi, Ramin, Michaś i ja) na Mazurach

***

No więc.  Dawno nie miałem czasu, żeby pisać. Dziś mam, ale nie za dużo.  Nie poszedłem dziś do pracy, bo muszę zrobić turnee po mieście i wyrobić sobie nowe dokumenty. Tak, bo w zeszłym tygodniu zgubiłem portfel. Cały. Ze wszystkim w środku. Gotówki było tam co prawda nie wiele, ale był tam mój dowód, prawo jazdy, karta ubezpieczenia zdrowotnego, karta bankomatowa oraz wiele bardzo wyjątkowych unikatów na niesamowitą skalę o nieskończonej wartości emocjonalnej, takich jak:

  • portret Wkurweusza, majestatycznie stojącego na postumencie, na tle chumr burzowych z gromami w ręce i nieprzeniknioną miną, namalowany przez MJ'a mniej więcej w drugiej klasie liceum;
  • biust Renaty; na świecie pojawiły się tylko 4 egzemplarze, o losie pozostałych nic mi nie wiadomo;
  • Gdyński bilet trolejbusowy z jedyną, wyjątkową i niesamowicie unikalną dedykacją od Dominiki na drugiej stronie.

Poza tym sam portfel miał tak niesamowicie olbrzymią wartość emocjonalną, że o ja Cię nie mogę. Przez dwa następne dni od dnia zaginięcia byłem pogrążony w niesamowicie głębokiej żałobie i wiecznie chodziłem poddenerwowany, czego skutki niestety niektórzy mogli odczuć. A ostatni raz miałem go przy sobie w środę wieczorem, kiedy to wsiadałem do autobusu PKS Cieszyn w Jastrzębiu Zdroju, który jechał do Cieszyna  z Gliwic. Co za ironia losu. 

Tak, bo byłem w Jastrzebiu. Jak było? Dziwnie. Fajnie. Szczególnie pod koniec, kiedy atmosfera już się rozluźniła. Taak, właśnie dlatego najpewniej w najbliższym czasie nie pojadę tam znowu.

A poza tym? Jutro mija dwa miesiące od pewnego wydarzenia. Może jutro napiszę więcej. Ale mam wrażenie, że niewiele brakuje, aby na dwóch miesiącach właśnie się skończyło. A wszystko rozbija się o brak kasy. Niesamowite. (To oczywiście moja subiektywna i niepełna ocena wydarzeń).

I dowiedziałem się wczoraj, że czasami jest lepiej nie wiedzieć, czego się chce. Bo ja nie wiem. I w sumie czuję się z tym umiarkowanie dobrze. Ale podobno czasem lepiej nie wiedzieć. Mam nadzieję, że dziś dowiem się więcej. Jeśli się dowiem i jeśli uznam to za stososwne, to podzielę się tutaj tą nauką (czyli jeśli tak są ustawione te warunki, to istnieje 86%-towe prawdopodobieństwo, że gówno się dowiecie :P).

I więcej już chyba nic... Niemka przyjechała a dziś przyjeżdża ciocia, więc trzeba posprzątać i pewnie jutro nigdzie nie wyjdę, żeby się spotkać jakimiś ziomkami. Schade.

Więc, idę do sprzątania. Słuchając całej serii piosenek smutnych, nostalgicznych, ale jakże ważnych.

matt

PS. Inne ciekawe cytaty z nagrania, które cytowałem na początku: ;)

Ja o firmie Małacha: "Jest producentem kurtek wysoko..gór..skich, o całkiem dobrze wyrobionej re... renom.... menor... reno..mie"

***

Ramin: Wy tworzycie już jedno.

Michaś: Kupa, nie jedno.

***

I mój ulubiony:

Ramin: Dobra, jebiemy za naszego kolegę MJ'a.

Domi: Kimkolwiek jest...

Ramin: Dokładnie.

środa, 3 września 2008

nostalgia wrześniowa

Dzisiejszy post jest z dedykacją: Dla Ramina (:*).

Ah, jestem już zbyt zmęczony,  żeby napisać coś konkretnego, ale... Dzisiaj był dziwny dzień, z naciskiem na popołudnie. Generalnie dziwnie się z tym czuję, konkretnie jak..... Ramin powiedział, że to się nazywa nostalgia wrześniowa. Niech będzie nostalgia wrześniowa...

PS. Mam nadzieję, że do weekendu, co?

poniedziałek, 1 września 2008

skarpetki.

Z cyklu: dancin without music, talkin without words.

_______________________________________
No. 145
14 października bardzo dawno temu, 04:06
Od: ***
"(...) Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale zawładnąłeś większością moich myśli sprawiając, że teraz nawet zakładanie skarpetek jest czymś, co sprawia przyjemność :) Stałeś się bardzo ważną osobą dla mnie..."
_______________________________________


Więc chodzę późno spać, aby wstając wcześnie rano znów czuć, ile przyjemności daje zwykłe zakładanie skarpetek... Czasem myślę, czy nie lepiej po prostu się wyspać i chodzić w sandałach?... Ale nadchodzi jesień i sandały pójdą do szafy. Skarpetki znów staną się niezbędne. A ze skarpetkami nieodłącznie wiąże się...


I znów czekam byle do weekendu. W domu pierwszowrześniowe zamieszanie. W takich chwilach chciałbym mieszkać gdziekolwiek, byle nie tu... Wiem, przesadzam. Ale w weekend, ale w weekend.. :D Chociaż to jeszcze nic pewnego. Jak nie, to po prostu więcej przepracuję. Chociaż! Znajdzie się wyjście awaryjne.

Pora późna (a dla niektórych chyba nawet ZBYT późna, ale bez nazwisk proszę), więc nie pozostaje mi nic innego, jak spacer w kierunku łóżka...

Chyba jednak nie uda mi się jutro wstać o 5. Muszę to jeszcze przemyśleć... :P

środa, 27 sierpnia 2008

dancin without music, talkin without words

"Yes, I believe we are about to begin."
Kid Koala - Start Here (Some Of My Best Friends Are DJ's)

W sumie to nie wiem, od czego mam zacząć. A raczej: jak. Może to kwestia niewyspania... Trochę mi przeszkadza to, że nie mogę sobie zrobić akapitu.

No tak, bo jestem niewyspany, to nie ulega żadnym wątpliwościom. Wczorajszy/dzisiejszy bauns u Ramina zdecydowanie dał radę. A poza tym odkryłem, że na liście Ramina jestem w grupie "ekipa". Ale mi respectu nabiło... :D Więc wróciłem do domu o 15, a za trochę ponad pół godziny jedziemy na kręgle.  A może i jutro się spotkamy...

Może po prostu wszyscy mamy wakacje, aktualnie mamy także wolne od pracy, więc spotykamy się, żeby po prostu mieć jakieś zajęcie. Może to wcale nie jest tak, że po prostu nie chcemy, boimy się zostać sami w domu, bo znowu nas dopadną TE myśli, TE uczucia, TE wspomnienia i WŁAŚNIE TA tęsknota. Na pewno wcale nie spotykamy się po to, aby uciec od tego wszystkiego, uciec od samych siebie. Przecież wszyscy jesteśmy szczęśliwymi ludźmi, nie narzekamy na żadne problemy, żyjemy radośnie i beztrosko, wyciskając każdą chwilę jak cytrynę z wszystkiego, co najlepsze.

15:37:43
"no to Ci tylko powiem, ze czuje sie najchujowiej w zyciu"

Jesteśmy paczką zajebiście szczęśliwych przyjaciół...




I znowu tańczyć na boso w mokrej trawie o 3 nad ranem w rytm muzyki, która unosi się gdzieś znad wody... Nigdy taniec nie dawał mi tak dużo ...zapomnienia, jak wtedy.
[W tym miejscu wartałoby jebnąć fotę, jednakowoż nie mam jej. Jeśli uda mi się ją zdobyć, wrzucę.]