piątek, 2 kwietnia 2010

And the worst part there's no-one else to blame

Od trzech dni leżę u podnóża wielkiej góry. Pamiętam, że wyruszyłem w to miejsce, aby zdobyć szczyt. To miała być długa i żmudna wspinaczka, uwieńczona wielkim, wspaniałym sukcesem. Przeszedłem wiele kilometrów, aby się tu dostać. Samo dotarcie pod tą górę było już nie lada wyzwaniem.

Niestety, nie pamiętam już dlaczego się na to zdecydowałem. To, co mnie tu kierowało odeszło. Zostałem sam na sam z niczym u podnóża wielkiej góry. Bez jakiejkolwiek motywacji aby ruszyć się w którąkolwiek stronę.

Więc leżę.

1 komentarz:

qsztan pisze...

To leż kurwa dalej.Synek...