czwartek, 24 lutego 2011

śnieg

Powolne, jednostajne podmuchy wiatru świszczą mi w uszach. Nasza drużyna ciągnie wierzchem tej obłej, wielkiej grani. Płatki śniegu filuternie przelatują między nami, od czasu do czasu zalotnie błyszcząc w słońcu, które dzisiaj czasami wyjrzy spomiędzy chmur. Jesteśmy w trasie już trzeci tydzień. Żadne siodło, nawet te najlepsze, nie jest wygodne po dwóch tygodniach podróży. Ale nie narzekam. Szczelnie opatulony grubą warstwą futer niezmordowanie trwam w nim, przebijając kolejne zaspy śniegu.

Głupcem jest ten, który myśli, że da się utrzymać imperium siedząc w zacisznych, ciepłych komnatach. Władanie polega przede wszystkim na rozmowach. Negocjacjach. Umowach. Zapewnieniach. Nade wszystko jest to jednak podróżowanie. Pomiędzy księstwami, sąsiadami, magnatami i innymi królestwami. Wieczna, niezmordowana wędrówka, przypadająca zawsze w udziale następcy tronu.

Wędrując, masz czas na rozmyślania. A myśleć zawsze jest o czym. To dlatego ludzie w pałacach popadają w obłęd - tam nie ma miejsca, nie ma przestrzeni na rozmyślania.

Osiemnasty dzień wędrówki. Jeszcze trzy noce w namiocie rozbitym pospiesznie na środku śnieżnego pustkowia i być może dotrzemy do jakichś ludzkich osad. Boże, miej nas w swojej opiece.

1 komentarz:

nann pisze...

'im wyżej, tym widoczniej. chwale lub naganie
podpadają królowie, najjaśniejszy panie'