poniedziałek, 13 grudnia 2010
napoczęta butelka mleka, kilka konserw i dwa opakowania ciast.
A jest co podziwiać. Stoję na środku białego pustkowia, śnieg sięga mi ponad kostki. Nie jest mi jednak zimno - moje bardzo ciężkie buty, moje wysłużone, ale wciąż sprawne spodnie, wreszcie moja najlepsza kurtka - bardzo skutecznie odgradzają mnie od świata zewnętrznego. I za to je uwielbiam. Mało mam swoich rzeczy, które darzyłbym tak olbrzymią sympatią ...i wręcz szacunkiem.
Za mną oszronione drzewa, przede mną rozpościera się dziewiczo biała polana. Gdzieś poniżej opuszczona chata, a przede mną stateczne, majestatyczne szczyty. Są tu od zawsze, każdego roku tak samo przybierając się w tą dumną biel.
Czym jest miłość? Tęsknota? Po co nam bliskość?
"Życzę Ci dużo miłości..."
Po co nam ta miłość? Co tak na prawdę kochamy?
Za czym tak tęsknisz?
Odruchowo sięgam opatuloną ręką do górnej kieszeni i ostrożnie wyciągam to, co znalazłem w środku. Ten sam list, który przyszedł do mnie przed wieloma dniami. Ta sama pieczęć, którą w tak wielkim pośpiechu i z niecierpliwością przełamałem. I to samo jedno zdanie na tym pomiętym już pergaminie: "Odpowiedź przyjdzie w czasie późniejszym."
Słyszę nawoływania. Grupa odeszła już dosyć daleko. Stałem jak słup soli tak długo, że już ktoś zdążył po mnie wrócić. Stojąc kilka kroków nade mną z uśmiechem podaje mi rękę. Podaję rękę i odwzajemniam uśmiech, ale spojrzenie błądzi gdzieś w okolicy kolan.
Do pewnych rzeczy potrzeba cierpliwości, a ja chyba nie lubię czekać. Jak można się angażować tylko połowicznie? Z dwojga złego wybierz więc mniejsze zło. I postępuj odpowiedzialnie.
Zanim z pośpiechem ruszę dalej, odwracam się raz jeszcze za siebie. Myśl jak jaskółka szybko przelatuje przez głowę:
Nie za czym, a za kim.
wtorek, 30 listopada 2010
Lubię wracać w miejsca, w których mi było dobrze.
Wtedy, w tamtym pokoju na piętrze mogłem mieć sześć, może siedem lat. Dziś... Dziś mogę śmiało powiedzieć, że to było już kilkadziesiąt lat temu. Mimo to przez chwilę boję się i tracę całą pewność siebie, zanim zrobię kolejny krok naprzód.
Pomijając fakt, że prawie nic tu nie ma, to niewiele się tu zmieniło. Oprócz tego zniszczonego taboretu wszystkie meble zniknęły, ale ściany wciąż mają ten sam brudno-brązowy kolor. Może trochę bardziej szary. To pewnie sprawka tego wszechobecnego kurzu. W drzwiach po prawej brakuje szyby. Ja jednak konsekwentnie skręcam w lewo.
To mieszkanie ma wiele zakamarków. Mimo to ani chwili się nie waham i idę wprost do tego pokoju. Powolnym krokiem, pilnując oddechu i rytmu serca podchodzę do ostatnich drzwi. Głęboki wdech. Na chwilę zamykam oczy, kiedy poczuję pod dłonią zimną miedź klamki. Otwieram oczy i zdecydowanie naciskam. Drzwi ustępują prawie bezgłośnie, a mnie zalewa fala światła. Południowe okna dają tu mocny kontrast z tym mrocznym, ponurym korytarzem.
Ważąc każdy krok wychodzę na środek pokoju. Drobinki kurzu wirują wokół mnie jak świetlny pył. Wciągam mocniej powietrze nosem, ale te zapachy już dawno uleciały; nie ma ich. Mimo to czuję się, jakby to wszystko działo się wczoraj. Nie ma biurek, nie ma szafek obrazów ani plakatów. Zostały tylko stelaże łóżek i ten śmieszny fotel na środku z urwaną nóżką. Pamiętasz, zawsze rysował podłogę, kiedy zbyt mocno go przesuwaliśmy.
Siadam więc w nim, zapatrzony w brudne okna. W sumie nie palę. Ze zdumieniem odkrywam popielniczkę przytuloną na ziemi do prawej krawędzi fotela. Ciekawe jak dawno zostały wypalone te pety. Z mglistym spojrzeniem wyciągam paczkę, wsuwam do ust, odpalam. Dym unosi się nad moją głową tworząc fantastyczne wzory. W tym świetle, w tym gęstym powietrzu wygląda to na prawdę wspaniale.
Tak, na prawdę lubię wracać w miejsca, w których było mi dobrze. I nie liczy się czas, który upłynął. Nie liczy się to gorzkie uczucie doświadczenia, które przyszło później. Liczy się tylko ten stary fotel na środku pokoju. To światło...
poniedziałek, 8 listopada 2010
hiperwentylacja (Barbra Streisand)
Kręci się jak bąk, chodząc w kółko po mieszkaniu. Od okna do okna. Pokój, przedpokój, drugi pokój. Okno, obrót na pięcie i z powrotem. I wciąż powtarza pod nosem, wciąż na okrągło to samo. Siedzę na sofie i słyszę, jak cały czas to mówi. Głos przycisza - doszedł do drugiego okna. Głos się podnosi - idzie z powrotem w moją stronę. Jezu. Kiedy to się wreszcie skończy? Rozumiem, że jest zakręcony i ma dość, ale to już lekka przesada. Jeszcze nas wyślą do psychiatryka.
Barbra Streisand.
BUM! Głowa mi wybucha, rozpada się na milion kawałków i każda historia zaczyna żyć swoim życiem.
Bo wiesz, te buteleczki były identyczne, miały ten sam kształt, tylko inne etykiety. Ale było ciemno, a ja już byłam taka zmęczona. Więc wzięłam, nalałam sobie na płatek i zmyłam lewe oko zmywaczem do paznokci! Czaisz? Zmywaczem! Ale słuchaj! Jak dobrze zmyło!
Barbra Streisand.
Stary, słuchaj, kiedy my mamy ten drugi etap? Bo pierwszy skończył się wczoraj, nie?
Tak, skończył się wczoraj.
No właśnie, a kiedy ten drugi się zaczyna? Bo masz ten raport w ogóle? Bo nie da się go już ściągnąć. Ej, masz go? Słuchasz mnie? No. Bo ten... No trzeba by to ogarnąć lepiej, bo jak na razie nie jest za dobrze. Siódme miejsce na osiem - dobrze, że to tylko próba była. To może to ograniemy jakoś lepiej, co? Ogarniamy, nie?
środa, 27 października 2010
pierogi
piątek, 22 października 2010
jesień
Bardzo piękną mamy jesień tego roku. Te pełne słońca, złote liście, które jeszcze nie opadły... Mogłabym patrzeć na to godzinami. Żałuję, że nie mamy jeszcze tego domu. Ubrałbym się ciepło, siadł na tarasie i popijał herbatę. Z mlekiem. I cukrem.
Siedziałbym, powoli śledząc ruch słońca po nieboskłonie. Trajektorię lotu spadającego liścia. Źdźbła trawy muskane lekkim wietrzykiem.
Jezu, jaka ta jesień jest piękna.
Są takie chwile, kiedy wszyscy są daleko. Nie dlatego, że tak chcą. Po prostu tak wyszło i nie da się tego zmienić.
Są takie chwile, kiedy spokojna bliskość oznacza więcej, niż całe tomy słów. Są takie chwile, gdy potrzebujesz szczerej rozmowy, ale wokół są tylko opadające liście.
Bóg dał nam czas. Razem z nim podarował dwa błogosławieństwa:
czwartek, 21 października 2010
Flashing Lights
Widzę, jak obrazy mrugają mi przed oczyma z olbrzymią prędkością. Zupełnie jakby mój tramwaj osiągał niezwykłe prędkości, kiedy obraz za oknem totalnie się rozmywa, tworząc jedną wielką świetlistą plamę. Po to tylko, aby po chwili zwolnić do prędkości spacerujących zakochanych.
Flashing...
Widzę, jak powoli idzie ulicą. Żadna gwiazda, żadnych kocich ruchów. A mimo to przyciąga wzrok - jej ubrania są dokładnie przemyślane, perfekcyjnie dobrane. Stonowana, dyskretna elegancja. Choć aż dreszcz przechodzi po karku, gdy starasz się wyobrazić, co znajduje się pod tym szarym beretem. Nie możesz oderwać wzroku, choć boisz się, że wasze spojrzenia mogłyby się spotkać. Takiego spojrzenia nie da się opisać słowami.
Lights...
Znów olbrzymie przyspieszenie. Obraz rozmywa się i nawet gdy tramwaj znowu zwalnia, obraz wciąż pozostaje niewyraźny. Czujesz, jak powolny rytm obezwładnia Twoje ciało, zalewając ciepłą falą rozkoszy. Ogień w środku gaśnie, choć jądro twego jestestwa rozgrzane do czerwoności, pulsuje jak nigdy.
Powolny, delikatny, czuły dotyk... Miękka, pachnąca skóra. Zapach, który czujesz, nie może pochodzić z tej ziemi. Tak miękki, tak przytłaczająco słodki. Usta, opętane namiętnością, same się otwierają by oddać pocałunek.
Flashing Lights...
Kolejne przyspieszenie. Tym razem światło jest oślepiająco jasne. Przejeżdżamy przez podziemny tunel. Przystanek, który tak nagle wyłonił się z ciemności chyba nigdy nie śpi. Wydaje się być to nie możliwością przy tak oślepiająco bladym świetle. Ludzie, którzy czekają, przypominają trochę wampiry. Blada skóra, podkrążone oczy. Wszystkie ciuchy najwyższej próby, jakby chcieli odwrócić uwagę od przeraźliwej pustki w ich oczach. Przystanek znika w ciemności tak samo nagle, jak się pojawił.
Flashing Lights
Budzi mnie niesamowity tłok. Czuję, jak ludzie (bezimienna masa ciał) napierają na moje krzesełko. Choć wiem, że powinienem, nie patrzę w górę. Nie chcę wiedzieć, czy nad moją głową stoi młoda, dwudziestoletnia dziewczyna, czy też stary, zmęczony życiem mężczyzna. Dobrze się czuję w swoim komfortowym odrętwieniu.
Flashing Lights
Tramwaj się zatrzymuje. Czuję, że to będzie już mój przystanek. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale nagle zostałem całkiem sam. Staram się desperacko przywołać tamto spojrzenie, ten słodki dotyk.
Tramwaj staje. Nie miałem pojęcia, że ta linia sięga aż tak daleko. Pomimo świateł w zasięgu wzroku nie widać żywej duszy. Nie widać nawet żadnych śmieci. Do środka wpada chłodny wiatr, gdy wszystkie drzwi się otwierają. Staję w progu, a moje usta bezdźwięcznie układają się w słowa:
- Flashing...
Robię krok naprzód i pod podeszwą czuję znajomy, lekko nierówny bruk.
- Lights...
Przede mną prosta aleja u szczytu której widać sporą budowlę. Pewnie, choć bez pośpiechu idę w jej stronę.
poniedziałek, 18 października 2010
jesienne liście
Deadmau5 feat. Kaskade - I Remember
Mokre liście kleją się do szyb zaparkowanych samochodów. Szyba jest zimna, więc szczelniej owijam się szalem. Czuję dyskretny zapach perfum. Zamykam oczy i czuję, że kładziesz swoją dłoń na mojej. Odwzajemniam uścisk i czuję, jak pod nosem usta mimowolnie układają się w błogi uśmiech. Już nie jest tak zimno i chciałbym, żeby mój przystanek nigdy nie nastał.
Na pętli motorniczy budzi mnie, szarpiąc za ramię. Oczy się kleją, gdy je otwieram. Miejsce obok jest puste.
niedziela, 17 października 2010
like a boss
Ta historia ma mocno staropolskie korzenie. Dlatego też wydźwięk jej jest mocno staropolski. Podejrzewam, że takie same przyjęcia urodzinowe urządzali szlachcice w swoich dworkach. Cztery dni. Dwa piętra. Pięć pokoi, sala klubowa i bilard.
- Na dole strasznie śmierdzi. Nie wiem o co chodzi. Zupełnie, jakby ktoś w jeden weekend wypalił tam kilkanaście paczek fajek.
- Chyba kilkadziesiąt.
Kiełbasa z kominka. Jajecznica na mocno popołudniowe śniadania. Długie rozmowy o życiu i śmierci. Tak się bawi pan Michał. I wszyscy na jego koszt!
wtorek, 14 września 2010
album
Nie całe dwa tygodnie temu były jej 77 urodziny. Byłyby, gdyby wciąż żyła.
Pamiętam, jak niedbale skrywając dumę opowiadała mi kiedyś o tym, jak jej własne dzieci powiedziały jej pewnego dnia: "Mamo. Wszystko, co dziś mamy, zawdzięczamy Tobie. Ojciec zawsze był z boku. To Ty jesteś tą, która nas wychowała na takich, jakimi dziś jesteśmy." I następnie szybko i pobieżnie przypominała mi, kim dziś są jej dzieci: dyrektor kopalni, właściciel hurtowni, dentystka, troje inżynierów, doktor nauk przyrodniczych... Nawet nie starała się już ukrywać dumy. A ja wiedziałem, że nie było w tym żadnej pychy, bo wszystko to było szczerą i najprawdziwszą prawdą, na którą ciężko zapracowała.
To ona sprawiła, że nazwisko, które przyjęła po swoim mężu, ma dla nas dziś takie znaczenie. To dzięki niej w naszej rodzinie, od kiedy pamiętam, czuć było coś, o czym się nie mówiło, ale co cały czas trwało: ciche i pewne poczucie dumy z tego, że jest się Kochaniewiczem.
Odeszła od nas wcześniej, niż zabrała ją śmierć. Pozornie niewinne zapalenie płuc zabrało jej ciało. Jej umysł znikał powoli, ale nieubłaganie już wcześniej. Alzheimer. Potężny cios. Niewysłowiona tragedia. Choroba, która zabrała nam wszystko, co było w niej dla nas najważniejsze.
A było co zabierać. Była dla nas autorytetem. Kimś, kto ukształtował nas wszystkich. Nienazwaną i niekwestionowaną głową naszej rodziny. Najniższa z nas wszystkich, zdecydowanie przerastała nas duchem. Nietuzinkowa. Serdeczna, choć taka twarda.
Babcia Zosia. To jej album przypadkowo trafił dziś w moje ręce.
sobota, 4 września 2010
szare chmury
piątek, 27 sierpnia 2010
Bonobo - Stay The Same
poniedziałek, 26 lipca 2010
długopis
poniedziałek, 14 czerwca 2010
Days are gray and nights are black
piątek, 4 czerwca 2010
zapach bliskiej osoby
Czego mi brakuje najbardziej? Chyba tych wieczorów, kiedy idąc do łóżka nie zastawałem tam tylko pościeli. Nie żebym nie lubiał swojej pościeli. Ostatnio bardzo się zżyliśmy. Od dwóch lat nie spędzałem tak wielu nocy pod rząd w swoim łóżku. Sam.
Nawet nie seksu. Tak, wiadomo, wszyscy myślą tylko o jednym. Ta, jasne że mi brakuje, a jak! Nic jednak nie zastąpi tego ciepłego uczucia, kiedy kładąc się spać masz kogo objąć. Kiedy czujesz miękki dotyk drugiej piżamy, delikatnie rozgrzanej inną osobą. Tego poczucia, że wszystko jest na swoim miejscu i teraz już nic innego się nie liczy - istnieje tylko to łóżko, te dwie osoby, ta więź i cała reszta nie ma absolutnie żadnego znaczenia.
Teraz pokój, chociaż pewnie trzykrotnie mniejszy od tamtego, urasta do niebotycznych rozmiarów. Przestrzeń osacza i przytłacza, a kołdra nie stanowi dla niej żadnej bariery. Jest zimno, chociaż mamy środek lata i łydki zalewa lepki pot gorącej nocy. Nie ma nigdzie bezpiecznej przystani i wciąż mam ochotę uciekać. A im bardziej uciekasz, tym bardziej nie potrafisz przestać.
Brakuje mi poczucia, że to wszystko ma sens. Że jest po co się starać. Brakuje mi tego nieomal namacalnego doświadczenia przyszłości, którą dopiero trzeba zbudować.
Brakuje mi szacunku do samego siebie.
Uciekaj.
poniedziałek, 31 maja 2010
przewodnik
"To wszystko, proszę państwa, to wszystko kiedyś było elementem mojego życia."
Wycieczka co chwilę wznosi okrzyki zachwytu, docierając do kolejnych eksponatów. Fantastyczne. Niesamowite. Na prawdę, jest co podziwiać. Dobrze, że tu przyszliśmy. Przewodnik stoi z boku i uśmiecha się życzliwie.
Po mniej więcej pół godzinie grupa zobaczyła już wszystko, co było do zobaczenia. Wychodzą, wciąż wznosząc pod niebo okrzyki zachwytu. A ja, wciąż uśmiechając się życzliwie, zamykam za nimi drzwi. Tak. To wszystko było kiedyś elementem mojego życia.
Właściwie nie wiem, jak to się stało. W pewnym momencie moje życie ominęło mnie i zaczęło się toczyć trochę obok. A ja, bardziej stojąc niż idąc inną drogą, miałem czas, żeby się temu wszystkiemu uważnie przyglądać.
"A nowy dzień wstaje jak wielka, wspaniała ryba."
wtorek, 11 maja 2010
15
sztorm
środa, 5 maja 2010
oczekiwanie na powrót króla
Gondor jest w coraz gorszej sytuacji, Złe w Mordorze rozpanoszyło się na dobre. Moje Namiestnictwo trzyma się coraz gorzej, nękane przez wrogów i opuszczone przez sprzymierzeńców.
Utracone Królestwo Marzeń Arnoru jest już tylko mglistą i daleką przypowieścią o której pamięta niewielu, a jeszcze mniej w nią wierzy.
Utajony Północny Królu, wróć. Twój oddany namiestnik czeka na Twój powrót.
wtorek, 4 maja 2010
Fatboy Slim - Right Here, Right Now
Otwieram oczy. Stoję na "jabłku", kuli wielkością zbliżonej do piłki nożnej. Pode mną oprócz pionowego słupa masztu sześćdziesięcio metrowa przepaść. Daleko w dole rozciąga się powierzchnia pokładu. Wszędzie naokoło głęboko niebieska woda. Bardzo lekki wiatr marszczy jej powierzchnię.
/Słyszę pierwsze nuty muzyki. Tajemniczo delikatny wstęp zaczyna się rozkręcać.../
Powoli uginam nogi w kolanach. Proste ramiona wyciągam do tyłu. Przechylam się lekko do przodu i z całych sił odbijam się.
Ciało rozciągnięte w formie strzały. Right here. Czuję wiatr we włosach. Right now. Kolejne liny want migają, zostając daleko w górze ze mną. Right here. Dłońmi przebijam taflę wody, wpadam w nią. Right now. Czuję jak rozbryzguje się wokół mnie.
Right here. Right now.
Ciało wygięte w łuk, dłonie skierowane ku niebu. Powoli wypływam. Otrząsam włosy i krzyczę. Jestem wolnym człowiekiem.
niedziela, 25 kwietnia 2010
My name is Saakaszwili. Micheil Saakaszwili.
"To tu wszyscy oni lądowali", rzuca tata mając na myśli wszystkich oficjeli, którzy tydzień wcześniej przylecieli na pogrzeb Lecha Kaczyńskiego.
"A wiesz co zrobił Saakaszwili?" pytam niby również mimochodem.
W tym momencie czuję wielką gulę chwytającą mnie za gardło, a do oczu cisną się łzy. Wszyscy wiemy, co zrobił Saakaszwili. Przyleciał na ten pogrzeb ze Stanów Zjednocznych. Jego samolot został zatrzymany we Włoszech. Jednak Micheil się nie poddał. W momencie, gdy żałobnicy już gromadzili się w Bazylice Mariackiej, jego samolot odrywał się od pasa startowego w Rzymie. Stamtąd poleciał do Turcji. Z Turcji do Bułgarii, z Bułgarii do Rumunii i dopiero z Rumunii udało mu się dolecieć do Krakowa. Kondukt żałobny był już w połowie ulicy Grodzkiej, kiedy czarna limuzyna gruzińskiego prezydenta wjechała na Wawel. Tłum dziennikarzy z całego świata chwycił za telefony, aby powiadomić o tym swoje agencje prasowe. Białe kwadraty ozdobione czerwonymi krzyżami św. Jerzego błysnęły w słońcu, by po chwili skryć się w cieniu wiekowej bramy zamku królewskiego.
/Chwila przerwy. Muszę skoczyć po papier toaletowy. Łzy cieknące mi po policzkach nie są dla mnie problemem, ale muszę wysmarkać nos zanim nakapie mi do kubka z herbatą./
Bo tak to już ze mną jest. Pomimo całej mojej racjonalności jestem podatny na wzruszenia. A wzruszają mnie właśnie takie gesty. Patriotyzm, oddanie dla sprawy i wypełnianie zobowiązań bez względu na koszty (wzruszają mnie także m.in. małe dzieci, ale to nie ma żadnego związku z tą notką).
Po chwili spokojnego oddechu i szybszego mrugania gardło się rozluźniło, a obraz przestał być lekko rozmazany. Właśnie mijaliśmy cmentarz na Pasterniku. Za chwilę wysiadam. Na pożegnanie przytuliłem tatę trochę mocniej niż zwykle. W końcu to po nim mam to wszystko.
sobota, 24 kwietnia 2010
Pendulum DJ set
Hands
Can't even hold a thing
środa, 7 kwietnia 2010
deklaracja
Dzisiaj przyszedłem do pracy. Po raz pierwszy pokonałem ten odcinek na piechotę :)
/Oprócz pewnego nocnego sprintu z Bronowic na RDA, czas 20 minut i przeczucie nadchodzącej eksplozji płuc/
Wrażenia? Było wspaniale :) Co prawda powietrze ciężko nazwać świeżym (szczególnie w okolicy UP), ale w okolicy Placu Inwalidów powiało zapachem drzew i kwitnących forsycji a i temperatura była nawet nie taka niska, co razem dawało złudne wrażenie wiosny owocujące szerokim uśmiechem na twarzy i dalekim bujaniem w obłokach :)
piątek, 2 kwietnia 2010
And the worst part there's no-one else to blame
Niestety, nie pamiętam już dlaczego się na to zdecydowałem. To, co mnie tu kierowało odeszło. Zostałem sam na sam z niczym u podnóża wielkiej góry. Bez jakiejkolwiek motywacji aby ruszyć się w którąkolwiek stronę.
Więc leżę.
niedziela, 28 marca 2010
zajęcia z komunikacji interpersonalnej
__________________________________
What I've done
I'll face myself
To cross out what I've become
Erase myself
And let go of what I've done
Mateusz, co zrobiłeś? Dokąd doszedłeś? Czy widzisz, dokąd doprowadziła Cię Twoja lekkomyślność i skrajny brak odpowiedzialności?
Czy zdajesz sobie sprawę, że teraz nie wystarczy już, że tylko wyjdziesz i zamkniesz za sobą drzwi?
Zaszedłeś zdecydowanie za daleko, konsekwentnie paląc za sobą kolejne mosty.
Nie wiesz,
Przejść wielką rzekę bez trudu i wyrzeczeń.
piątek, 26 marca 2010
If you don't know where to go, any road will take you there.
Wracam do Cieszyna. Szkoda, że spędzę w nim dziś tylko 3 godziny. Dobrze jest mieć miejsce, do którego zawsze można wrócić. DOM. Czas tułaczki jest męczący i niepewny.
Poważnie myślę nad tym, aby kiedyś, gdy będę bogaty (...) wykupić to mieszkanie. Abym miał swoje najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem. Abym miał dokąd wracać w ciemną noc.
Oh, the sky looks so good tonight
Tak nie wolno. A mimo to wciąż brnę naprzód. I wcale nie mam tak często ochoty zawracać, jak mogłoby się wydawać.
- Masz piękne oczy.
- Nie pierwszy mi to mówisz i nie ostatni.
Stay hungry. Stay foolish.
Yeah. Recently I'm hungry and foolish like hell. They are telling me that walking gets too boring, when you finally learn how to fly. But I'm crawling! Maybe floating is not even so bad. If you don't know where to go, any road will take you there.
"I was 21 and I didn't know what I want to do in my life. But still I was in love."
Łączenie kropek. Czy gdybym jutro miał umrzeć, zrobiłbym to samo, co robię dzisiaj?
czwartek, 18 marca 2010
Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie.
Biurko jest kompletnie zawalone. Oprócz komputera jedyną wolną przestrzenią jest miejsce, gdzie muszę położyć ręcę, aby móc pisać na klawiaturze. Talerz, miska, łyżeczki, widelec, mnóstwo kubków, szklanki, chusteczki, tabletki, zdjęcia, koperty, obrazki, wafelki, papierki, karteczki, łańcuszki, ulotki... Łóżko wygląda nie lepiej. Nie pościelone od zeszłego weekendu a na nim ubrania (czyste i brudne), butelki, podręczniki, plakat, prezenty...
Poczta? Parę dni zaległości. Chyba, że trzeba było coś zrobić - wtedy nieprzeczytane wiadomości są nawet starsze. W szafie kończą się ubrania - w sumie co się dziwić, skoro leżą na łóżku.
Dzisiaj ukończyłem szkolenie z programu "Młodzież w działaniu". To bardzo dobrze. Szkoda, że nie udało mi się jednak wcześniej zakończyć pozytywnie sesji - teraz będzie mnie to kosztować już poważne pieniądze. Oczywiście przepchnąłem wszystkie kobyły - wyłożyłem się na dwóch zaliczeniach, które większość zaliczyła od razu, a które ja postanowiłem sobie odłożyć na koniec. Tylko że jakoś nie miałem już siły się za to zabrać.
Co należy zrobić, gdy nie chce Ci się nic robić? Weź na siebie więcej, wtedy nie będziesz miał czasu na takie problemy. Co zrobić, kiedy to nie pomaga? [TU JESTEŚ]
„Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.”
Ewangelia Łukasza 12,48